tag:blogger.com,1999:blog-48478936714132578812024-03-08T15:47:16.393+01:00Kuźnia WyobraźniSzastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.comBlogger34125tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-90501756494298091872011-09-02T23:36:00.000+02:002011-09-02T23:36:05.251+02:00Wybierz sobie książkę - konkurs - Targi w Krakowie<a href="http://targi.krakow.pl/pl/strona-glowna/targi/15-targi-ksiazki-w-krakowie/dla-zwiedzajacych/konkursy-wygraj-ksiazki/wybierz-sobie-ksiazke.html#.TmFL6DDHqxU.blogger">Wybierz sobie książkę - konkurs - Targi w Krakowie</a>Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-14365392325897068372011-07-30T19:03:00.006+02:002011-08-01T10:07:22.080+02:00Cecilia Randall "Hyperversum"<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="http://2.bp.blogspot.com/-UxJ3snCQ9rA/TjQ6IJnTUmI/AAAAAAAAAcM/HydMKgGjQqk/s1600/Hyperversum_Cecilia-Randall%252Cimages_big%252C3%252C978-83-61989-56-1.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 218px; height: 320px;" src="http://2.bp.blogspot.com/-UxJ3snCQ9rA/TjQ6IJnTUmI/AAAAAAAAAcM/HydMKgGjQqk/s320/Hyperversum_Cecilia-Randall%252Cimages_big%252C3%252C978-83-61989-56-1.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5635192945441460834" /></a><br />Gra komputerowa potrafiąca przenosić ludzi w czasie. Brzmi znajomo? Każdy zapewne spotkał się w swoim życiu z przynajmniej jednym filmem o takiej właśnie tematyce. Zdaje się również, że twórcom takich filmów „ pozazdrościła ” Cecilia Randall. I stworzyła powieść opowiadającą właśnie o takiej niezwykłej grze.<br />Sześcioro przyjaciół zafascynowanych interaktywną rozgrywką postanawia wspólnie zagrać w grę o nazwie „ Hyperversum ”. Ma ona przenieść ich w wyobraźni do XIII- wiecznej Francji. Grupka młodych ludzi ma tam przeżyć niezwykłe przygody. Brać udział w bitwach, turniejach rycerskich i intrygach decydujących o losach średniowiecznej Europy. Gra niespodziewanie płata im jednak złośliwego figla… i przestaje być tylko fikcją. To co miało być dziełem wyobraźni staje się nagle rzeczywistością. W której można zabłądzić, zakochać się, a nawet stracić życie…<br />Temat podróży w czasie poruszany w dziełach wszelkiego rodzaju wydaje się bardzo ryzykowny. Twórcom takich dzieł nie jest łatwo uniknąć różnego rodzaju mankamentów. Historycy jak zwykle z pewnością doszukiwaliby się wielu błędów faktograficznych. Jednak nie one są tutaj najistotniejsze. Zastanawiająca jest chociażby łatwość aklimatyzacji bohaterów w obcych dla siebie czasach i środowisku. Podobnie było również z „ Hyperversum ”. Postacie przeniesione 800 lat wstecz zaskakująco dobrze radzą sobie chociażby na polu bitwy, czy w kontaktach z miejscową ludnością. Cecilia Randall postanowiła jednak w sprytny sposób wybrnąć z takiej właśnie opresji. Zrobiła to tworząc główną postać- Iana. Który jak się okazuję jest… genialnym studentem-mediewistą, zafascynowanym historią i kulturą średniowiecznej Francji. To głównie dzięki niemu grupa przyjaciół poradzi sobie w tym obcym dla siebie świecie.Do największych zalet powieści „ Hyperversum ” należy z pewnością fabuła. Bardzo starannie dopracowana w każdym detalu. Można odnieść wrażenie, że pisanie tej książki nie odbywało się spontanicznie. W głowie autorki musiał od początku istnieć plan, który sukcesywnie wprowadzała w życie. Poszczególne wątki łączą się ze sobą w ściśle określonym miejscu. Postacie pojawiają się dobrze zaplanowanym czasie. Książkę czyta się naprawdę lekko i przyjemnie. Przede wszystkim bez obaw o jakiekolwiek pogubienie się, co budzi duży szacunek przy tak dużej objętości tekstu. Co się tyczy książkowych postaci… W tej kwestii można trochę Cecilii Randall zarzucić. Przenosi ona bowiem w czasie sześcioro bohaterów. Jednak tylko dwójka z nich odegra w tej historii naprawdę kluczową rolę. Co do reszty postaci, pozostaną troszkę na uboczu. Nieco drażnić może również nadmiar wątków romantycznych. A raczej nadmiar okazywania uczuć. Autorka chyba nieco „ przesłodziła ” całą opowieść. Zdumiewający jest również fakt łatwości porozumiewania się postaci z „ naszych czasów ” z bohaterami średniowiecznymi. Szczególnie tymi z wyższych sfer. Często można odnieść wrażenie, że hrabiowie, a nawet sam król są zbyt bliscy naszemu, współczesnemu sposobowi bycia. Mimo, że nie można im odmówić dostojności, czasem jednak zachowują się zbyt swobodnie. Tym, co na pewno może się jednak podobać są przemyślenia głównych bohaterów, wzbogacające bardzo szybką akcję. Jest ich naprawdę sporo. Zwłaszcza, gdy pojawiają się trudne dla bohaterów życiowe wybory. Jednak najbardziej uderza czytelnika nastrój rycerskości, który niemal unosi się jak zapach nad kartkami powieści. Bohaterowie, zarówno ci przeniesieni, jak i na stałe osadzeni w średniowieczu wiedzą jak mają się zachowywać. Niezależnie od pochodzenia posiadają swój model postępowania. Zarówno w odniesieniu do przyjaciół, jak i największych wrogów. Dobrze, że Cecilia Randall położyła naciska na coś, czego ewidentnie w naszych czasach brakuje.W powieści „ Hyperversum ” można doszukać się drobnych uchybień. Jednak jest jeden element, który wszystkie je rekompensuje. Jest to doskonałe zakończenie. Dramatyczne i trzymające w napięciu. Sprawiające, że właśnie pod koniec książka staje się najbardziej wciągająca. Można wręcz stwierdzić, że 760 stron to za mało.Mimo, że książka jest skierowana raczej do młodszych czytelników powinien ją przeczytać każdy. Warto bowiem sięgnąć po tak wartościową lekturę i dać się wciągnąć w wir niesamowitej przygody jaką gwarantuje nam „ Hyperversum ”.<br /><br />WYDAWNICTWU ESPRIT DZIĘKUJĘ ZA MOŻLIWOŚĆ NAPISANIA RECENZJI.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-77347442137937127812011-07-17T14:51:00.003+02:002011-07-17T20:58:39.799+02:00Markus Zusak, " Złodziejka książek "<a href="http://4.bp.blogspot.com/-FwCkn9jY0-U/TiLa0C5Py8I/AAAAAAAAAcA/sb8iHPKuHgk/s1600/zlodziejka-ksiazek-pprod530013.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 144px; height: 204px;" src="http://4.bp.blogspot.com/-FwCkn9jY0-U/TiLa0C5Py8I/AAAAAAAAAcA/sb8iHPKuHgk/s320/zlodziejka-ksiazek-pprod530013.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5630303071831575490" /></a><br />„ Złodziejka książek ” to powieść która przewijała się w moich myślach od bardzo dawna. Tytuł ten rzuca się w oczy przy każdej wizycie w jakiejkolwiek księgarni. Nie trudno również natrafić na jej recenzję. Takich właśnie książek zawsze mocno się obawiam. Czy tytuł, zajmujący pierwsze miejsce na liście New York Timesa rzeczywiście okaże się dobry? A może to kolejne przereklamowane dzieło, jakich było już wiele. Modne książki często wcale nie okazują się wartościowe. Jak było tym razem?<br />Zazwyczaj pierwszy krok do stania się bestsellerem to łatwość z jaką dany tytuł da się przeczytać. Czy tak samo jest ze „ Złodziejką książek ” ? Niezupełnie. I raczej trudno się dziwić. Motywem przewodnim tej książki jest bowiem śmierć. Co więcej, jest ona narratorem. Akcja toczy się w Niemczech, w czasie II wojny światowej. Z pewnością fakty historyczne nie mają tutaj jednak pierwszorzędnego znaczenia. Markus Zusak nie skupił się bowiem na nich. Jednak w piękny sposób oddał coś innego. Mianowicie wszystko to, co takim faktom towarzyszy. Biedę, zniszczenie, oraz to jak niepewne jest ludzkie życie w obliczu wojny. Taki, a nie inny jest obraz małego miasteczka, przez które przebiega droga do bram obozu koncentracyjnego.<br /> W tym właśnie miasteczku przyszło dorastać Liesel. Dziewczynce, która zostaje porzucona przez matkę. Trafia do bardzo biednej rodziny zastępczej. W ten sposób zaczyna się jej nowe życie. Jakie ono jest? Na pewno nie łatwe, ale również nie pozbawione przygód i beztroski dzieciństwa. A przede wszystkim nie pozbawione uczuć. Mała Liesel przekonuje się czym jest prawdziwa miłość i przyjaźń. Chociaż nie zawsze widać je już na pierwszy rzut oka. Często uczucia te skrywa płaszcz pozorów. <br /> W „ Złodziejce książek ” występuje wielu bardzo oryginalnych bohaterów. Każdy ma swoją historię i charakter. Ale najbardziej rzuca się w oczy właśnie sposób w jaki owe postacie wyrażają swoje uczucia, takie jak chociażby miłość, przyjaźń, wdzięczność, frustracja czy odrzucenie. Robią to w bardzo indywidualny dla siebie sposób. I nie zawsze kluczową rolę odgrywają słowa. <br />„ Złodziejka książek ” to opowieść o tym jak niepewny jest ludzki los. Trudno żeby było inaczej, kiedy śmierć jest narratorem i jednym z bohaterów. Jest ona przedstawiona w dość nietypowy sposób. Próbuje ona nas przekonać, że posiada coś w rodzaju ludzkich uczuć. Wcale nie jest jej obojętne, czyje życie tym razem zabiera. Inaczej traktuje zbrodniarza i małe, niewinne dziecko. Tym, którzy zasłużyli na więcej stara się złagodzić umieranie. Obchodzi się z ich duszami z większą starannością.<br /> Śmierć narzeka również na nadmiar pracy jaką musi wykonywać w czasie wojny. Jednocześnie przygląda się ludziom i temu co dzieje się w ich wnętrzach. Zauważa piękno i brzydotę, które się w nich kryją i mieszają ze sobą. Nie może zrozumieć czemu ludzie mają taką tendencję do niszczenia wszystkiego co ich otacza. Widzi jednak również to w jak desperacki sposób człowiek potrafi uczepić się swojego życia i o nie walczyć. Często nie widząc nawet iskierki nadziei. Wprawia to ją w podziw. Jedną z takich osób jest właśnie Liesel. Śmierć jest zawsze obecna w jej życiu. I można powiedzieć, że pomaga jej w dojrzewaniu. Na swój pokrętny i bardzo drastyczny sposób.<br />Należy się tylko cieszyć, że tak wartościowe powieści jak „ Złodziejka książek ” stają się dziś bestsellerami. Można by pisać bez końca o jej zaletach. Zarówno jeżeli chodzi o fabułę, jak i inne elementy. Ale nie warto psuć nikomu przyjemności. Zapraszam do lektury, bo naprawdę warto.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-17302354410928187212011-04-28T17:33:00.005+02:002011-07-17T21:00:16.269+02:00C.R Zafon "Pałac północy"<a href="http://1.bp.blogspot.com/-5nT4fjKz-xY/TbmI6iM_tiI/AAAAAAAAAbk/jXjWzyZ14pI/s1600/Palac-Polnocy_Carlos-Ruiz-Zafon%252Cimages_product%252C7%252C978-83-7495-978-0.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 180px; height: 280px;" src="http://1.bp.blogspot.com/-5nT4fjKz-xY/TbmI6iM_tiI/AAAAAAAAAbk/jXjWzyZ14pI/s320/Palac-Polnocy_Carlos-Ruiz-Zafon%252Cimages_product%252C7%252C978-83-7495-978-0.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5600658150807025186" /></a><br /><br />Dzięki popularności, jakie zyskały powieści <em>Cień wiatru</em> i <em>Gra anioła</em> Carlos Ruiz Zafon dostał szanse na godne wydanie swoich wcześniejszych dzieł. Tak, więc czytelnicy na całym świecie mają już szansę poznać tego hiszpańskiego pisarza z nieco innej strony. Pierwsze książki Zafona są przeznaczone dla nieco młodszych czytelników. Każdy z miłośników hiszpańskiego pisarza zna już powieści takie jak <em>Marina </em>czy <em>Książę mgły</em>. Teraz nadszedł czas na <em>Pałac północy</em>.<br />Młodzi ludzie szukający klucza do mrocznych zagadek historii. Połączeni więzami przyjaźni, miłości, lojalności. Na ich drodze staje demoniczna postać, którą można utożsamić z wcieleniem wszelkiego zła. Akcja toczy się w zatrważającym tempie. Niczym w najlepszym filmie. Fabuła jest zawsze bardzo dramatyczna. Bo takie właśnie są losy wielu bohaterów. Trudno również spodziewać się specjalnie szczęśliwego zakończenia. Zazwyczaj to właśnie ono jest najbardziej dramatyczne i daje sporo do myślenia. Tak wygląda schemat praktycznie wszystkich powieści Zafona. <br />Jak nie trudno się domyślić hiszpański autor zastosował ten sam schemat również w <em>Pałacu północy</em>. Tym razem postanowił przenieść nas w nieco inne miejsce. Kalkuta. Miasto tysiąca pałaców. Rok 1932. Stajemy się świadkami kolejnej dramatycznej historii. Kiedy to budzą się demony przeszłości, by upomnieć się o to, co do nich należy. Mrożącej krew w żyłach przygodzie musi tym razem stawić czoła grupka przyjaciół mieszkających wspólnie w domu dziecka. Będzie to ich pierwszy krok ku dorosłości. Zdradzanie dalszej części fabuły, czyli tego, co u Zafona najlepsze, byłoby świętokradztwem. Więc lepiej tego nie robić. Warto jednak skupić się na innych elementach.Akcja powieści płynie bardzo wartko. Zafon na każdym kroku ujawnia swój talent scenarzysty filmowego. Dzięki takiej a nie innej narracji książkę czyta się bardzo szybko. Jak się już ją zacznie to ciężko ją skończyć bez odrywania się. Jest to chyba największa zaleta całej zafonowskiej prozy. Jednak warto zwrócić uwagę na pewne uproszczenia, jakie stosuje Zafon w swoich pierwszych powieściach. Widać je jak na dłoni zarówno w <em>Księciu mgły</em>, jak i <em>Pałacu północy.</em> Autor wprowadza je chyba właśnie w celu przyspieszenia akcji. Ma się jednak czasem wrażenie, że Zafon pewne rzeczy chce wyjaśnić w zbyt prosty sposób, albo nie robi tego wcale. Można mu jednak takie zabiegi wybaczyć. Bo rekompensuje je na wiele innych sposobów. <br />W <em>Pałacu północy </em>bardzo interesujący i odmienni od siebie są bohaterowie. Każdy z grupy przyjaciół posiada jakiś własny atut. I stara się go jak najlepiej wykorzystać, by przysłużyć się wspólnemu dobru. Zdawać by się mogło, że każdy za każdego mógłby oddać życie. I na kartach powieści nie brak na to dowodów.<br />Niewielu jest z pewnością takich pisarzy, którzy potrafią wszystkie swoje książki pisać w bardzo podobny sposób i nie zanudzić tym swoich czytelników. Jednym z nich z pewnością jest Carlos Ruiz Zafon. I przekonuje o tym również w <em>Pałacu północy. </em>Zaczynając każdą jego powieść ma się pewność, że znów ujrzy się ten sam schemat. Dlaczego więc sięgamy po kolejne tytuły Zafona? Z pewnością po to, żeby dać się porwać w wir niemal filmowej akcji. Oraz zwiedzić oczami wyobraźni kolejne niemal magiczne miejsca. Aby poznać dramatyczne losy kolejnych bohaterów i zobaczyć jak wygląda prawdziwa miłość, przyjaźń i lojalność.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-49187467990560387322011-04-25T17:33:00.004+02:002011-07-17T21:00:01.267+02:00Haruki Murakami " Kronika ptaka nakręcacza"<a href="http://3.bp.blogspot.com/-EMFApb_Nsn4/TbWUWAhfgtI/AAAAAAAAAbY/06IwUawnlEg/s1600/Kronika-ptaka-nakrecacza_Haruki-Murakami%252Cimages_product%252C29%252C978-83-7495-280-4.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 204px; height: 280px;" src="http://3.bp.blogspot.com/-EMFApb_Nsn4/TbWUWAhfgtI/AAAAAAAAAbY/06IwUawnlEg/s320/Kronika-ptaka-nakrecacza_Haruki-Murakami%252Cimages_product%252C29%252C978-83-7495-280-4.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5599544817523589842" /></a><br /><br /><em>Kronika ptaka nakręcacza </em>uważana jest przez wielu czytelników za najlepszą powieść Harukiego Murakamiego. Trudno chyba o lepszą zachętę do sięgnięcia po ten właśnie tytuł. Zwłaszcza, gdy jest się już zagorzałym fanem tego słynnego japońskiego pisarza. Jakiekolwiek streszczenie <em>Kroniki ptaka nakręcacza </em>z pewnością można uznać za bezcelowe. Każdy, kto zdążył poznać sposób pisania Murakamiego, z pewnością wie jak zawiła, niespójna i niejednoznaczna bywa fabuła jego powieści. W <em>Kronice ptaka nakręcacza </em>Haruki przeszedł pod tym względem samego siebie. Czy główny bohater powieści, Toru Okada stracił rozum? Takie pytanie zadawali sobie niektórzy recenzenci książki. Z pewnością trudno na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Okada pewnego dnia postanawia zrezygnować z pracy i odpocząć sobie przez jakiś czas od wszelkich obowiązków. Zniknięcie z domu kota z pewnością nie jest dla niego dużym zaskoczeniem. Sprawy komplikują się, gdy równie niespodziewanie odchodzi żona. Toru musi się wtedy zmierzyć nie tylko z samotnością, ale również z mrocznymi tajemnicami, które otaczają go ze wszystkich stron. Stara się przy tym poznać i zrozumieć samego siebie. Wszystko, co Okada spotyka na swojej drodze stanowi wielką tajemnicę. Zagadkowe są miejsca, przedmioty, a przede wszystkim bohaterowie. Każda z postaci ma swoją własną, bardzo ciekawą historię. Jednak, jak to u Murakamiego przystało poznamy tylko strzępy tych historii. Reszta nie zostaje dopowiedziana. Trzeba się, więc zdać na własną wyobraźnię.W życiu Okady i innych postaci dzieje się naprawdę bardzo dużo. I ciężko to wszystko w sposób racjonalny wytłumaczyć. Co ciekawe bohaterowie wcale nie szukają łatwych rozwiązań. Rozum nie jest, więc ich głównym przewodnikiem. Można nawet powiedzieć, że przewodnikowi temu nie do końca ufają. Tak, więc, dla owych bohaterów nic nie jest do końca oczywiste. A skoro nie ma łatwych odpowiedzi, to równie trudna może okazać się droga, do ich uzyskania. Czasem trzeba na przykład zmienić swoje imię, lub zejść na dno studni. Murakami niejednokrotnie przenosi nas w czasie, miejscu, a nawet w wymiarze. Opowiada nam na przemian historie wielu ludzi. Potrafi przenieść nas do tajemniczej willi wisielców, a za chwile słuchamy opowieści starego żołnierza, relacjonującego swoje przeżycia na froncie.Japoński pisarz głośno chce nam powiedzieć, żebyśmy nie szukali w jego dziełach żadnej logiki. Bo logiczne nie są również wybory podejmowane przez jego bohaterów. Zwłaszcza, gdy w ich życiu pojawiają się siły silniejsze niż rozum i uczucia. Należy, więc wstrzymać się z ostateczną oceną powieściowych postaci. <em>Kronika ptaka nakręcacza </em>to obowiązkowa lektura dla wszystkich fanów Harukiego Murakamiego. Jest to powieść zdecydowanie najbardziej wielopoziomowa w bogatym dorobku japońskiego pisarza.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-10846890935289450882011-03-23T16:47:00.004+01:002011-07-17T20:59:44.038+02:00Haruki Murakami "1Q84" Tom 2.<a href="http://2.bp.blogspot.com/-5M2saA5dEwY/TYoWuOa9DOI/AAAAAAAAAbM/JUOzHzoXElE/s1600/1q84_t2-small.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 140px; height: 198px;" src="http://2.bp.blogspot.com/-5M2saA5dEwY/TYoWuOa9DOI/AAAAAAAAAbM/JUOzHzoXElE/s320/1q84_t2-small.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5587303271107464418" /></a><br />Pierwszy tom trylogii „1Q84” z pewnością rozbudził apetyty miłośników prozy Harukiego Murakamiego. Na kolejną część powieści nie przyszło nam na szczęście zbyt długo czekać. <br />Nie ma najmniejszego sensu zdradzać choćby najdrobniejszych szczegółów związanych z fabułą drugiego tomu. Tym bardziej, że uczyniło już to wydawnictwo „Muza”. Na odwrocie możemy, bowiem przeczytać piękne streszczenie niemal całej książki. Nie jest to niestety pierwsza pozycja tego wydawnictwa, w której serwuje się czytelnikowi podobną „niespodziankę”. Miejmy jednak nadzieję, że w przypadku ostatniej odsłony trylogii będzie już inaczej i wydawnictwo uniknie podobnej wpadki.<br />Już po lekturze pierwszego tomu „1Q84” mogliśmy śmiało stwierdzić, że mamy do czynienia z czymś absolutnie wyjątkowym. Kolejna odsłona losów Aomame i Tengo może jedynie potwierdzić takie przekonanie. Historia głównych bohaterów w dalszym ciągu trzyma w napięciu. Murakami świetnie potrafi owo napięcie budować. Od książki naprawdę nie sposób się oderwać. Akcja urywa się często w niespodziewanych momentach. Zawsze w takich, które kuszą do lektury kolejnych rozdziałów.<br /> W życiu głównych bohaterów zaczynają dziać się coraz dziwniejsze rzeczy. Rok 1984 na dobre ustępuje miejsca 1Q84. Nowy świat to nie tylko dwa księżyce widniejące na niebie. To przede wszystkim poszukiwanie zagubionej w dzieciństwie miłości, która może czekać tuż za rogiem. Jednak sprawy co raz bardziej się komplikują… <br />Tym, co najbardziej uderza w „1Q84” jest sposób, w jaki Murakami skleja ze sobą kolejne elementy fabuły. Łączy je niczym części dawno zaplanowanej układanki. Czytając powieść ma się wrażenie, że japoński pisarz ma już każde słowo zapisane w głowie. Teraz, dla czystej formalności postanowił owe słowo przelać na papier. I robi to znakomicie. Spójna fabuła znakomicie współdziała z innymi elementami pisarskiego rzemiosła, w których Murakami bryluje. Jak zwykle wyróżnić należy kreacje niewiarygodnie oryginalnych postaci. Z każdą stroną dowiadujemy się więcej o Aomame, Tengo i innych bohaterach, których nie sposób pominąć. Fantastyczny świat, który splata się z realnym jest wykreowany równie świetnie jak bohaterowie. Najnowsza powieść Murakamiego posiada niespotykany urok. Z pewnością pomoże on jej zdobyć gigantyczną popularność, a autorowi zyskać nowe rzesze fanów. Z niecierpliwością możemy już oczekiwać ostatniej części cyklu, która pozwoli nam odpowiedzieć na wiele pytań. Choć z pewnością nadal nie na wszystkie. Wtedy, Murakami nie był by sobą.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-68393122711526638532011-03-16T14:43:00.006+01:002011-07-30T19:31:36.811+02:00C.S.Lewis "Rozważania o psalmach"<a href="http://4.bp.blogspot.com/-1gy9pD87Vb8/TYC_YkMfjhI/AAAAAAAAAa0/8TGmE6m_zUM/s1600/135_17a821f2bb11a17eea8d1046226c1bf2.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 135px; height: 207px;" src="http://4.bp.blogspot.com/-1gy9pD87Vb8/TYC_YkMfjhI/AAAAAAAAAa0/8TGmE6m_zUM/s320/135_17a821f2bb11a17eea8d1046226c1bf2.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5584673966693256722" /></a><br />Na ukazanie się książki <em>Rozważania o psalmach</em> oczekiwałem z utęsknieniem dobre kilka miesięcy. Cieszyłem się na samą myśl, że kolejna pozycja ukochanego autora dumnie stanie na najwyższej półce domowego regału. Już sam tytuł wywoływał u mnie spore emocje. Ciężko było przewidzieć, co tak naprawdę się za nim kryje.<br />C.S. Lewis to autor potrafiący pisać na każdy temat w sposób pochłaniający czytelnika. Oczywiście wierzyłem, że będzie tak i tym razem. Obawiałem się jednak czegoś innego. Mianowicie tego, że pokusi się on o wnikliwą analizę biblijnych tekstów. Zacznie rozkładać psalmy na czynniki pierwsze, przez co lektura może stać się zbyt trudna. Gdyby Lewis zdecydował się na tak wnikliwe zabiegi, czytelnik taki jak ja zapewne szybko by się pogubił. Jednak ten znakomity pisarz w swoich utworach nie był nigdy aż tak skrupulatny i wymagający. Z pewnością zdawał sobie sprawę z ograniczonej wiedzy wielu czytelników. Nigdy nie był dla nich tak bezlitosny jak chociażby dla swych studentów, którzy z pewnością mieli prawo nie wspominać go zbyt miło.<br />W <em>Rozważaniach o psalmach </em> Lewis uspokaja już we wstępie. Daje do zrozumienia, że w kwestii psalmów czuje się jak amator. „Piszę dla nieuczonych o rzeczach, o których sam się nie nauczyłem” . Oczywiście trudno dziś stwierdzić na ile to stwierdzenie jest prawdziwe. Jednak już po nim można wywnioskować, że w <em>Rozważaniach o psalmach </em>powinniśmy spotkać tego Lewisa, którego już dobrze znamy. Niewdającego się w szczegóły, piszącego ciepłym, zrozumiałym dla wszystkich językiem. <br />Lewis nie interpretuje psalmów linijka po linijce. Skupia się natomiast na motywach powtarzających się w wielu pieśniach. Takich jak sąd ostateczny, śmierć, natura. Tym, co chyba najbardziej uderza w jego opisach jest ujęcie sposobu myślenia starożytnych Żydów i dzisiejszych chrześcijan. Lewis pokazuje, jakie są zasadnicze różnice między tymi dwoma grupami. Różnice te są kluczem do dosłownej interpretacji psalmów i poszukiwania w nich drugiego, bardziej uniwersalnego znaczenia. Lewisowskiej interpretacji towarzyszy specyficzne poczucie humoru, do czego już nas wielokrotnie przyzwyczajał. Przykładem mogą być chociażby rozważania nad charakterem Sądu Bożego. Lewis zastanawia się, jakiego typu to postępowanie- karne, czy może jednak cywilne. <br />Najnowszą publikację wydawnictwa „Esprit” można polecić absolutnie każdemu. Szczególnie tym, którzy już znają i cenią sobie dzieła C.S. Lewisa. W tej pozycji angielski autor powraca w jak najlepszym wydaniu.<br /><br />WYDAWNICTWU ESPRIT DZIĘKUJĘ ZA MOŻLIWOŚĆ NAPISANIA RECENZJI.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-79578064874638340102011-01-29T17:01:00.008+01:002011-07-17T20:58:17.328+02:00Haruki Murakami "Tańcz, tańcz, tańcz"<a href="http://2.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TUQ7qJ5HcPI/AAAAAAAAAaY/JEkqFdBu134/s1600/tan_tancz120.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 120px; height: 169px;" src="http://2.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TUQ7qJ5HcPI/AAAAAAAAAaY/JEkqFdBu134/s320/tan_tancz120.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5567640634732802290" /></a><br />Bohater. On jest u Murakamiego najważniejszy. W każdym utworze występuje przynajmniej jedna bardzo oryginalna postać. Najczęściej jest to pozornie zwyczajny człowiek, w swoim otoczeniu postrzegany, jako przeciętniak. Jednak ci, którzy zajrzeliby do jego wnętrza, z pewnością zdziwiliby się z jak skomplikowanym mechanizmem mają do czynienia. Takim właśnie bohaterem jest bezimienny narrator powieści <em>Tańcz,tańcz, tańcz</em> Bohater Murakamiego zawsze szuka swojego miejsca, bo niezbyt pasuje do otaczającego go świata. Nie rozumie swoich uczuć. Uważa siebie samego za normalnego, kieruje się jednak innymi wyborami niż przeciętny człowiek. Sposób myślenia i własnych wartości jest dla niego często bardzo odmienny od tego, który powszechnie obowiązuje. Odmienność zmusza owego bohatera do podejmowania niecodziennych i często nirracjonalnych wyborów. Postać taka chce żyć na swój indywidualny sposób, nie dbając o to jak postrzegają go inni. Indywidualność każe bohaterowi zamykać się na wiele spraw. Tworzy w ten sposób barierę, która bardzo trudno mu pokonać. Bariera ta często zmusza go do samotności. Żyjącemu w ten sposób bohaterowi udaje się spotykać na swojej drodze podobnych do siebie ludzi. Takich, którzy prowadzą tak jak on trudne życie. Na zewnątrz będąc zupełnie kim innym niż w środku. Nic, więc dziwnego, że potrafią się świetnie nawzajem zrozumieć. Dzięki nowo poznanym ludziom życie narratora zaczyna się zmieniać. Choć sam nie potrafi do końca zrozumieć dlaczego. <br />Główny bohater zostaje również wplątany w sieć niecodziennych zdarzeń. Prowadzony dziwnym przeczuciem trafia w tajemnicze i symboliczne miejsca, by spotkać równie tajemnicze i symboliczne postacie. Wszystko po to, żeby połączyć różne elementy życiowej układanki. I dojść w odpowiednie miejsce w odpowiednim czasie.<br />Powieść <em>Tańcz, tańcz, tańcz </em>pozostawia wiele niejasności. Tego chyba można się właśnie spodziewać po lekturze przesiąkniętej symboliką i niedopowiedzeniami. Tych ostatnich jest jak zawsze sporo. Stanowią one nieodłączny element twórczości Murakamiego, sprawiając, że nic nie jest proste i oczywiste.<br /><em>Tańcz, tańcz, tańcz </em>to jedna z najlepszych powieści słynnego japońskiego pisarza. Murakami wniósł się na prawdziwe wyżyny tworząc bohaterów typowych dla swojego stylu. Na zewnątrz zwyczajnych, w środku bardzo oryginalnych. Umieścił ich ponadto w skomplikowanym świecie, pełnym symboliki i niedopowiedzeń. Dzięki temu fabuła powieści, jak zwykle, zeszłą na dalszy plan. Do lektury <em>Tańcz, tańcz, tańcz </em>można zachęcić wszystkich fanów Murakamiego i tych, którzy nie boją się czytać trudnych książek.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-10433768937344083212010-12-12T16:22:00.002+01:002011-07-17T20:57:47.270+02:00Haruki Murakami, "1Q84"<a href="http://4.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TQTpNNjplgI/AAAAAAAAAZ8/ORgr0P5y3RY/s1600/1Q84_Haruki-Murakami%252Cimages_product%252C3%252C978-83-7495-866-0.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 202px; height: 280px;" src="http://4.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TQTpNNjplgI/AAAAAAAAAZ8/ORgr0P5y3RY/s320/1Q84_Haruki-Murakami%252Cimages_product%252C3%252C978-83-7495-866-0.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5549817054014051842" /></a><br />Sięgając po każdą kolejną książkę Harukiego Murakamiego, nigdy nie wiadomo, czego się można po niej spodziewać. Jako, że jestem wielkim fanem japońskiego pisarza, nigdy nie czułem się szczególnie zawiedziony po spotkaniu z którąkolwiek z jego pozycji. Jednak nigdy też nie odbierałem jego powieści zupełnie bezkrytycznie. Były, bowiem u Murakamiego takie elementy, które po prostu mnie drażniły. Musiałem się, więc stopniowo oswajać z jego twórczością. Chociażby zaakceptować te jego wszystkie niedopowiedzenia. Jak się jednak w końcu przekonałem potrafią one otworzyć prawdziwą bramę do własnej interpretacji jego powieści.<br />Tuż po rozpoczęciu najnowszej książki Murakamiego pt. 1Q84, wiedziałem już, że to coś naprawdę wyjątkowego. Po skończeniu lektury mogę już śmiało stwierdzić, że mamy do czynienia z prawdziwym przełomem. <br />Murakami tym razem opowiada nam historię dwójki młodych ludzi. Akcja toczy się w zagadkowym roku 1984, nawiązującym do powieści Georga Orwella.<br />Nieparzyste rozdziały są poświęcone Aomame. Jest to instruktorka sztuk walki, a po godzinach perfekcyjna morderczyni. Na zlecenie pewnej starszej pani, zajmuje się ona likwidacją mężczyzn znęcających się nad kobietami. <br />Rozdziały parzyste dotyczą Tengo. Młodego matematyka, a zarazem początkującego pisarza. Zajmującego się niecodziennym zadaniem- poprawianiem powieści tajemniczej i intrygującej dziewczyny o imieniu Fukaeri. <br />W trakcie lektury okazuje się, że Aomame i Tengo spotkali się w dzieciństwie. I wszystko wskazuje na to, że spotkają się po raz kolejny. Posiadają już wspólną przeszłość w postaci bardzo podobnych, przykrych wspomnień z dzieciństwa. Po wielu latach zostają wplątani w ciąg bardzo tajemniczych i niecodziennych zdarzeń. Póki, co oboje żyją swoim własnym życiem. A jego sposób, podobnie jak dzieciństwo są do siebie podobne. Są raczej samotnikami. Aomame zadowala się od czasu do czasu seksem z przypadkowo poznanymi, starszymi od siebie mężczyznami. Poznaje pewną młodą policjantkę i zaprzyjaźnia się z nią. Tengo natomiast zaspokaja swoje seksualne potrzeby z zamężną, również starszą od siebie kochanką, odwiedzającą go raz w tygodniu. Nawiązuje też znajomość z młodą i bardzo ekscentryczną dziewczyną.<br />W 1Q84 mamy do czynienia z czymś, co jest dość zaskakujące i raczej niespotykane w twórczości Murakamiego. Jest to mianowicie bardzo spójna fabuła. U japońskiego pisarza fabuła sama w sobie raczej nigdy nie odgrywała tak kluczowej roli. W tym wypadku jest jednak zupełnie inaczej. W 1Q84 pojawiają się również elementy fantastyczne. Są one wprowadzane do rzeczywistego świata powieści w bardzo subtelny sposób. Zdumiewa również kreacja bardzo oryginalnych bohaterów. Wraz z lekturą kolejnych rozdziałów poznajemy historię Aomame, Tengo i innych równie ważnych postaci. Murakami pokazuje nam elementy z różnych rozdziałów ich życia w postaci wspomnień. Dialogi robią jak zwykle wielkie wrażenie. Szczególnie te pomiędzy Tengo i Fukaeri. Murakami nie po raz pierwszy przekonuje nas w jak wielu dziedzinach posiada ogromną wiedzę. Tym razem postanowił wpleść w książkową fabułę problematykę sekt religijnych i przemocy w stosunku do kobiet. <br />Najnowszą pozycję Harukiego Murakamiego śmiało można nazwać przełomową. Niedoszły noblista przekonuje nas jak cały czas rozwija się jego talent. W tej książce można spotkać coś, czego wcześniej nam u niego troszkę brakowało. Ale to przecież dopiero początek. Możemy, bowiem już teraz z utęsknieniem oczekiwać na dwa kolejne tomy trylogii 1Q84, które ukażą się już wkrótce.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-20168891818827685702010-12-09T15:00:00.004+01:002011-07-17T20:57:33.699+02:00C.S.Lewis "Zaskoczony radością"<a href="http://2.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TQDjXu-tbxI/AAAAAAAAAZw/fVR-ZMMfkP4/s1600/p152.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 163px; height: 250px;" src="http://2.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TQDjXu-tbxI/AAAAAAAAAZw/fVR-ZMMfkP4/s320/p152.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5548684737808002834" /></a><br />W jaki sposób dojść do prawdziwej wiary? Na to pytanie nie ma na pewno zbyt prostej odpowiedzi. Każdy człowiek musi przejść z pewnością swoją własną drogę do poznania Boga. Czasem jest ona prosta, innym razem usiana różnymi przeszkodami. Jeden z największych autorytetów w dziedzinie religii, C.S. Lewis postanowił przedstawić czytelnikom swoją własną drogę, która z pewnością do najłatwiejszych nie należała. Uczynił to w autobiografii pt. <em>Zaskoczony radością- moje wczesne lata</em><br />Lata młodości mają kluczowe znaczenie chyba dla każdego człowieka. To okres nauki i pierwszych doświadczeń w każdej dziedzinie życia. A życie dla Lewisa wcale nie było zbyt łaskawe. Bardzo szybko stracił matkę. Przechodził przez kolejne etapy edukacji, które również nie należały do najłatwiejszych. W swojej autobiografii Lewis znakomicie opisuje angielskie szkolnictwo swoich czasów. I skomplikowane relacje panujące w ówczesnych szkołach. Angielski pisarz spotyka na drodze wielu nauczycieli, którzy kształtują jego późniejsze poglądy. Również te na temat religii. Jeszcze większy wpływ na te poglądy ma literatura, z którą Lewis nigdy się nie rozstawał. Towarzyszyła mu zawsze i wszędzie, nawet w wojennych okopach. Lewis nie tylko czyta, ale również pisze. Od najmłodszych lat, wspólnie ze swoim bratem tworzy magiczną krainę o nazwie Boxen.<br />Na pewno przesadą byłoby powiedzieć, że Lewis całkowicie stracił wiarę. Z pewnością jednak nie na darmo został okrzyknięty apostołem sceptyków. Jego nad wyraz rozwinięty od najmłodszych lat intelekt nie mógł pogodzić się z obrazem Boga, wtrącającego się w każdą dziedzinę ludzkiego życia. Więc umysł ten postanowił się przeciwko takiemu Bogu zbuntować. Lewis prowadził swoją wewnętrzną walkę przez wiele lat, przyjmując, co jakiś czas nowe poglądy. Jednak w końcu zmuszony był skapitulować. <strong><em>„W końcu to, czego się tak bardzo obawiałem, stało się faktem. W letnim semestrze 1929 roku poddałem się, uznałem, że Bóg jest Bogiem, padłem na kolana i zacząłem się modlić. Byłem zapewne tego wieczoru najbardziej przygnębionym i opornym neofitą w całej Anglii .” </em></strong>Książka <em>Zaskoczony radością </em>to podróż przez młodość znakomitego angielskiego pisarza. To opis jego życiowych doświadczeń i ciągle zmieniających się poglądów. Dzięki tej pozycji czytelnicy nie tylko lepiej poznają samego autora, ale również czasy, w jakich przyszło mu żyć. Lewis pokazuje również jak ważna byłą dla niego literatura. Prawdziwą ozdobą książki są cytaty jego ulubionych autorów umieszczone na początku każdego rozdziału. Oto jeden z najlepszych przykładów: <strong><em>„Pierwszą zasadą piekła jest-istnieję sam dla siebię”</em></strong> Autorem tych słów jest szkocki pisarz George Macdonald. I raczej nie darmo Lewis zacytował tego autora w rozdziale o swoim nawróceniu. Macdonald był, bowiem dla niego prawdziwym autorytetem, a jego książki z pewnością pomogły mu znaleźć ponownie drogę do Boga. Na koniec należy tylko polecić najnowszą, pięknie wydaną publikację wydawnictwa <em>Esprit</em>. Warto, bowiem poznać oryginalną definicję radości, jaką stworzył wspaniały angielski pisarz. I zobaczyć jak wyglądała jego własna droga do wiary. Bo ta sama wiara wypełniła później jego życie i całą twórczość. A my dzięki temu poznaliśmy pisarza wszechczasów!Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-46747939640274654202010-11-15T16:23:00.007+01:002011-07-17T20:57:14.469+02:00C.S. Lewis "Smutek"<a href="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TOFSCfmyd1I/AAAAAAAAAVc/f70DsLmvpHk/s1600/p91.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 163px; height: 250px;" src="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TOFSCfmyd1I/AAAAAAAAAVc/f70DsLmvpHk/s320/p91.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5539799219439826770" /></a><br />C. S. Lewis napisał książkę Smutek tuż po śmierci swojej ukochanej żony Joy Davidman, która przegrała walkę z rakiem. Pozycję tą z pewnością należy uznać za dzieło wyjątkowe w całej twórczości tego angielskiego pisarza. Dzieło to swoim charakterem mocno odbiega od tego, do czego Lewis nas już przyzwyczaił. Smutek jest przez wielu ludzi uważany za idealną lekturę dla tych, którzy utracili bliską osobę. Trudno jest się z tym zdaniem nie zgodzić. Jednak już we wstępie tej książki Douglas H. Gresham, syn Joy Davidman, któremu C. S. Lewis zastępował przez długi czas ojca, wyraża bardzo ważną opinię. Pisze on o tym, aby Smutku nie traktować, jako swoistego podręcznika do leczenia się z bólu po utracie najbliższych. Dzieło to jest, bowiem obrazem osobistego, indywidualnego przeżywania spotkania się ze śmiercią ukochanej osoby. I tak należy do niego podchodzić.Smutek to przede wszystkim zilustrowanie wewnętrznej walki, jaką C. S. Lewis przechodził w jednym z najtrudniejszych momentów swojego życia. To nie tylko opis jego uczuć, ale również zwątpienia w coś, w co wierzył najbardziej i czemu poświęcił praktycznie całą swoją twórczość. Jeden z największych autorytetów w sprawach religii i moralności postanowił pokazać światu moment swojej słabości i zachwiania wiary w Boże miłosierdzie. W tej książce Lewis nie dba za bardzo o formę. Nie porządkuje wszystkiego ze znaną sobie starannością. Po prostu pisze, co myśli. Najpierw na kartkach czterech notatników, z których później powstaje książka. Tym, co naprawdę daje do myślenia jest trzeźwy umysł, jaki Lewis zachowuje nawet w chwilach największego zwątpienia, przelewając swoje uczucia na papier.Dla autora smutek to proces. Nie można go w żaden sposób zobrazować. Ani narysować żadnej jego mapy. Każdego dnia, bowiem pojawia się nowy element cierpienia. Lewis najlepiej jak potrafi opisuje każdy z tych elementów. Jego własny smutek przypomina mu strach. Obawę przed tym, że zapomni prawdziwy obraz H.( tak nazywa swoją zmarłą żonę na kartach Smutku ). Lewis momentami nie chcę się nawet zastanawiać nad tym, że ma rozpocząć coś nowego. Rozmyśla nad sensem swojego życia. Uważa, że jego własne myśli są przesłonięte przez uczucia, których najchętniej by się pozbył.Jak wyglądają kwestie wiary w Boga widziane przez Lewisa przez pryzmat cierpienia? Nawet w najtrudniejszych momentach nie rozważa on całkowitej utraty wiary. Boi się natomiast tego, że zacznie wierzyć w jak najbardziej skrzywiony obraz Boga, istoty skąpiącej swojego miłosierdzia:<em> „A gdzie tymczasem jest Bóg? Oto jeden z najbardziej niepokojących symptomów. Kiedy jesteś szczęśliwy, że nie odczuwasz żadnej potrzeby Boga i skłonny byłbyś uważać Jego żądania w stosunku do ciebie zbyteczne, a dopiero w chwili opamiętania kierujesz myśl ku Niemu, sławiąc Go z wdzięcznością, zostajesz- lub tak ci się przynajmniej wydaje przyjęty z otwartymi ramionami. Ale zwróć się do Niego w rozpaczliwej potrzebie, kiedy wszelka inna pomoc zawodzi- z czym się spotkasz? Z drzwiami zatrzaśniętymi przed nosem, zaryglowanymi od wewnątrz”</em> (1). Jak widać nawet człowiek wielkiej wiary w momencie wielkiego wewnętrznego bólu potrafi zwątpić w rozmiary Bożej miłości. Zastanawia się również nad tym, czy cierpienie, jakiego doznała jego ukochana H. pod koniec swojego życia na pewno zakończy się w Niebie i czy Bóg będzie dla niej rzeczywiście łagodny. Rozmyśla nad tym czy Bóg od razu uszczęśliwi H. i nie pozwoli jej tęsknić za swoim mężem. Smutek nie jest oczywiście książką wyłącznie o bólu i zwątpieniu. Po jednym i drugim w życiu Lewisa przychodzi coś znacznie piękniejszego. Jest to ukojenie i nadzieja. Stopniowo zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że cierpienie poprowadziło jego myśli w nieodpowiednią stronę. Zaczyna postrzegać śmierć swojej ukochanej, jako nową fazę jej życia. Lewis widzi już stan swojego ducha i obraz Boga w zupełnie innym świetle. Porównuje Boga do chirurga, który leczy cierpieniem. I nie może zaprzestać tego procesu przed końcem swojej operacji. Ból ma być dla Lewisa również próbą własnej wartości, którą do tej pory zna tylko Bóg. Lewis w taki sam sposób podchodził do tych kwestii już dużo wcześniej w książce Problem cierpienia: <em>„W naszych przyjemnościach Bóg zwraca się do nas szeptem, w naszym sumieniu przemawia zwykłym głosem, w naszym cierpieniu- krzyczy do nas; cierpienie to Jego megafon, który służy do obudzenia głuchego świata.”</em> (2) Chyba tylko C.S. Lewis był w stanie w taki sposób rozłożyć swój własny smutek na czynniki pierwsze. Udało mu się napisać raport własnego bólu, by stopniowo zyskać ukojenie. Sprostał również wątpliwościom dotyczącym Bożej miłości. Zrobił to wszystko by dać nową nadzieję nie tylko sobie, ale z pewnością również wielu swoim czytelnikom. Za najlepszy przykład mogą posłużyć najpiękniejsze słowa, jakie można znaleźć na kartach Smutku:<em> „Raz będąc już blisko końca, powiedziałem, „Jeśli będziesz mogła, jeśli to dozwolone, przyjdź do mnie, gdy znajdę się na łożu śmierci.” „Dozwolone?- odrzekła.- Niebo z trudem by mnie zatrzymało. A jeśli chodzi o piekło, rozwaliłabym je na kawałki .”</em> (3)<br /><br />1. C.S.Lewis, Smutek, Kraków 2009, s. 29. <br />2. C.S.Lewis, Problem cierpienia, Kraków 2010, s.114. <br />3. C.S.Lewis, Smutek, Kraków 2010, s. 116.<br /><br /><strong>RECENZJA ZOSTAŁA NAGRODZONA W KONKURSIE WYDAWNICTWA ESPRIT.</strong>Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-26092565841044022812010-11-11T13:08:00.003+01:002011-07-17T20:56:53.508+02:00Dan Brown "Cyfrowa twierdza"<a href="http://1.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TNveHyfoB8I/AAAAAAAAAVQ/lPsQpXFmkwA/s1600/421256.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 172px; height: 250px;" src="http://1.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TNveHyfoB8I/AAAAAAAAAVQ/lPsQpXFmkwA/s320/421256.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5538264392177027010" /></a><br />„Cyfrowa twierdza” jest pierwszą powieścią Dana Browna. Wraz z tą pozycją narodził się schemat pisania jego kolejnych ksiązek. Brown tym razem nie wciąga czytelnika w wir nierozwikłanych tajemnic historycznych i postanawia skupić się na działaniach nowoczesnej technologii.Kodowanie. Element znany z innych książek Browna. Tutaj również jest motywem przewodnim. Czy amerykański pisarz rzeczywiście jest specjalistą w tej dziedzinie? Być może. Do samej kwestii kodów trudno się jakoś szczególnie przyczepić. Jednak, jeżeli chodzi o posługiwanie się naukową terminologią, jaką Brown stosuje w „Cyfrowej twierdzy” to wielu czytelników ma do niej bardzo duże zastrzeżenia. Skupmy się jednak na walorach czysto literackich. Jeżeli chodzi o samą fabułę, nie jest jeszcze najgorzej. Sporym plusem jest też fakt, że w powieści nie spotkamy tym razem Roberta Langdona. Czyli znanego z innych książek Browna amerykańskiego naukowca, specjalisty od starożytnych symboli. Jak się, bowiem już nie raz okazywało, każdy człowiek, który miał styczność z owym geniuszem zza oceanu wykazywał się brakiem elementarnej wiedzy na jakikolwiek temat. Langdon musiał, więc wcielać się w nauczyciela rodem ze szkoły podstawowej i uczyć spotykanych przez siebie Europejczyków ich własnej historii i kultury. W powieściach Browna wyjątkowo mało inteligentne okazywały się zawsze kobiety. Nie inaczej było również w „Cyfrowej twierdzy”. Spotykamy w niej Susan, matematyczkę, która kodami matematycznymi posługuje się lepiej niż tabliczką mnożenia. Niestety nie pomaga jej to w rozszyfrowaniu adresu mailowego, z którym w pół godziny poradziłby sobie gimnazjalista. Mamy tutaj jednak mały wyjątek. W owym ośmieszaniu płci pięknej nie bierze tym razem udziału Robert Langdon. Czyni to, bowiem japoński naukowiec.<br />Absolutnym hitem psującym całkowicie smak lektury jest umieszczenie w powieści głuchoniemego zabójcy. Wszystko byłoby OK, gdyby nie jeden mały szczegół. Fakt, że postać ta jest głucha jak pień nie utrudnił jej wcale USŁYSZENIA uciekającej przed nim ofiary. Taka tam drobnostka. Czy nie zauważył jej sam autor? Wielu czytelników twierdzi, że Brown pisze swoje książki na kolanie. Więc może i nie zauważył. W każdym razie chyba nie spostrzegli tej drobnostki wydawcy. Grunt przecież, żeby książka się dobrze sprzedała. A co z czytelnikami? Większość pewnie nie spostrzegła tego błędu, bo książki Browna mają to do siebie, że szybko się je czyta. Miejmy przynajmniej taką nadzieję.Autorowi bestsellerów, o tak wielkiej światowej sławie raczej nie wypada popełniać tak szkolnych błędów. Nie świadczy to najlepiej o jego klasie. Swoje ewidentne braki w warsztacie pisarskim Brown stara się wypełnić czymś innym. Jednak fakty i teorie naukowe, które przedstawia w swoich książkach również za nim szczególnie nie przemawiają. Jakie są, więc plusy? Powieści Browna czyta się niezwykle szybko. Mają taki typowo amerykański smak. Sensacja, przy której nie trzeba się zbytnio przemęczać intelektualnie. Jak dla mnie plusy takie to jednak zdecydowanie za mało.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-84439401840394836542010-11-08T14:59:00.006+01:002011-07-17T20:56:36.009+02:00Dan Brown "Kod Leonarda da Vinci"<a href="http://2.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TNgEn76080I/AAAAAAAAAU4/FMq5An0JLu4/s1600/kod-leonarda-da-vinci-p46469.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 129px; height: 204px;" src="http://2.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TNgEn76080I/AAAAAAAAAU4/FMq5An0JLu4/s320/kod-leonarda-da-vinci-p46469.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5537180825997865794" /></a><br />Dana Browna należy zaliczyć do najbardziej zaradnych pisarzy naszych czasów. Posiadł on, bowiem niecodzienny dar. Ten dar to kserowanie każdej swojej poprzedniej powieści i sprzedawanie jej w gigantycznych nakładach. Potrafi on ubrać swój stały schemat w inne miejsca i nazwy, aby stworzyć kolejny bestseller i zarobić na nim grube miliony. Jedną z takich książek jest oczywiście rozchwytywany na całym świecie <em>Kod Leonarda da Vinci</em>. Ale wszystko po kolei. Historyczna intryga, jaką przedstawia w swojej książce Don Brown jest chyba dobrze znana każdemu. Rewelacje na temat Chrystusa połączone z historią św. Graala. Z pewnością wielu ludziom, lubującym się w takich sensacjach opowieść ta zastąpiła już religię. Aby dobrze sprzedać swoją książkę Don Brown postanowił stworzyć nową herezję, przekłamując przy tym wszelkie historyczne fakty. Kto zna prawdę o życiu i śmierci Jezusa Chrystusa? Według Browna zna ją Leonardo da Vinci, żyjący 1500 lat później. Włoski geniusz postanowił ową „prawdę” zakodować w swoim obrazie. Da Vinci miał być rzekomo wielkim mistrzem starożytnego zakonu strzegącego wielkiej tajemnicy. Dan Brown powołuje się przy tym na dokument znaleziony w pewnym kościele. Fakt, że historycy orzekli już, że owy dokument to falsyfikat Brownowi raczej nie przeszkodził w szerzeniu owej teorii. Spraw zgodności <em>Kodu da Vinci</em> z historią nie ma, co dłużej roztrząsać. Każdy autor ma prawo do kreowania własnego świata w swoich powieściach. I nie każdy czytelnik musi brać to wszystko na poważnie. Jednak warto zadać sobie inne pytanie. Czy, aby pan Brown nie przesadził nieco z obiektem swoich teorii? Poddawać w wątpliwość coś, w co wierzy spora część tego świata nie jest chyba działaniem godnym jakiejś szczególnej chwały. Mamy tutaj typowy, amerykański sposób rozumowania. Zajmować się czymś, czego się dobrze nie rozumie i zrobić z tego nie lada sensację dla wielu podatnych na tego typu sprawy czytelników. Kwestie historyczne odstawmy jednak na bok. Zajmijmy się samą powieścią. Sprawa pierwsza: fabuła. Bardzo przewidywalna. Mimo wartkiej akcji, z góry wiadomo, co się stanie za moment. Trudno tutaj szukać jakiegoś napięcia. Sprawa druga: Bohaterowie. Punkt kulminacyjny: Robert Langdon. Postać, którą można spotkać w innych powieściach Browna. Jest to amerykański naukowiec, specjalista od symboli. Niestety, ma jedną dużą wadę. Bardzo lubi wątpić w inteligencję innych ludzi. Najmocniej wątpi w zdolności intelektualne Europejczyków, postanawia, więc w kółko uczyć ich historii, opowiada im o ich własnej kulturze i sztuce. Pod tym względem wyjątkowo bezlitosny jest dla pięknych kobiet, takich jak Sophie. A może on ją tylko w ten sposób podrywał? Sophie bardzo szybko ze sprytnej agentki łamiącej kody, przeistacza się w bezbronną, głupiutką kobietkę, którą Langdon musi prowadzić wszędzie za rączkę. Panie Brown: więcej szacunku dla płci pięknej! W książce pojawiają się również inne dziwne postacie. Stary milioner mający bzika na punkcie św. Graala, czy mnich albinos. Czemu akurat albinos? To wie chyba tylko Dan Brown. Dialogi delikatnie mówiąc również nie rzucają na kolana.Czy książka, którą czyta się łatwo i szybko zasługuje już na miano bestsellera? A gdzie barwne postacie, dialogi, ciekawa fabuła? Tutaj górę raczej bierze sensacyjna teoria, jaką obmyślił sobie Dan Brown. To właśnie ona przyniosła autorowi i jego książce największą sławę.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-47334772467704944392010-11-05T15:45:00.005+01:002011-07-17T20:56:16.025+02:00C.R.Zafon "Książę mgły"<a href="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TNQbNUCXTSI/AAAAAAAAAUs/eIMUwR5twRA/s1600/ksiaze-mgly.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 140px; height: 227px;" src="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TNQbNUCXTSI/AAAAAAAAAUs/eIMUwR5twRA/s320/ksiaze-mgly.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5536079757476056354" /></a><br />Po kilkumiesięcznym okresie oczekiwania w końcu się doczekaliśmy. „Najnowsza” książka C.R. Zafona jest już dostępna w księgarniach. Cudzysłów przy słowie najnowsza nie jest w tym wypadku przypadkowy. Książka <em>Książę mgły</em> została, bowiem wydana w Hiszpanii już w 1992 roku. Jest to pierwsza powieść z dorobku Zafona. Sukces <em>Cienia wiatru </em>otworzył hiszpańskiemu pisarzowi drogę do podboju literackiego świata, dzięki czemu popularność mają okazję zdobyć jego wcześniejsze książki. Jak można ocenić debiut literacki Zafona? Jak zwykle trudno nie odnieść się do innych dzieł tego świetnego pisarza. Ale w tym wypadku warto zastosować dużą taryfę ulgową. Ciężko jest, bowiem książkę, w której Zafon stawiał swoje pierwsze literackie kroki porównać do jego znanych i uwielbianych na całym świecie bestsellerów. Po pierwsze <em>Książę mgły </em>to książka skierowana do nieco młodszych czytelników. I od razu to widać. Styl jest dość prosty, podobnie fabuła. Książka mogłaby być chyba nieco dłuższa, gdyba Zafon zdecydował się rozszerzyć niektóre wątki. Powieści raczej by to nie zaszkodziło. W moim odczuciu Zafon troszkę za bardzo uprościł opisy niektórych zdarzeń. Zwłaszcza tych najbardziej dramatycznych. Ciekawa wydaje się sprawa narracji. Tym razem nie jest ona pierwszoosobowa, co zawsze było specjalnością hiszpańskiego pisarza.Historii opisanej w książce nie ma sensu dokładnie przytaczać i psuć komukolwiek przyjemności czytania. Jest to opowieść o przywiązaniu, poświęceniu, pierwszej miłości… Tyle chyba wystarczy. Można śmiało stwierdzić, że <em>Książę mgły </em>różni się od pozostałych powieści Zafona. Ale nie jest to na pewno powód do narzekań. To, co najbardziej wartościowe i lubiane w twórczości Zafona, spotkamy, również w tej powieści. Mamy, więc po raz kolejny mroczny klimat i równie mroczne tajemnice, których odkrycie potrafi wywołać u czytelnika spory szok. Spotykamy młodych bohaterów, dla których realny świat splata się z tym, co ciężko jest im logicznie wytłumaczyć. Elementów magicznych w <em>Księciu mgły</em> jest, bowiem naprawdę dużo.<em>Książę mgły</em> to przede wszystkim lektura, od której nie sposób się oderwać. Aż do momentu zakończenia, które jak zwykle porusza i sprawia, że myśli się o nim jeszcze długo po zakończeniu lektury. Szkoda tylko, że zakończenie to przychodzi już po 200 stronach. Pocieszający jest jednak fakt, że <em>Książę mgły </em>to pierwsza część młodzieżowej trylogii. Sukces Zafona zapewne sprawi, że jej kolejne części <em>Pałac północy </em>i <em>Światła września </em>pojawią się również na polskim rynku. Aby stało się to jak najszybciej.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-80658508382722998092010-11-01T23:26:00.004+01:002011-07-17T20:55:50.252+02:00Haruki Murakami "Sputnik Sweetheart"<a href="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TM9BCC09fjI/AAAAAAAAAUc/tFciyq2z5ug/s1600/Sputnik-sweetheart_Haruki-Murakami,images_product,29,978-83-7495-225-5.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 199px; height: 280px;" src="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TM9BCC09fjI/AAAAAAAAAUc/tFciyq2z5ug/s320/Sputnik-sweetheart_Haruki-Murakami,images_product,29,978-83-7495-225-5.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5534713970436177458" /></a><br /><em><strong>„Dlaczego ludzie muszą być tak samotni? Jaki to ma sens? Na tym świecie żyją miliony ludzi; każdy z nich tęskni, szuka spełnienia u innych, a jednak się izoluje. Dlaczego? Czy Ziemia powstała tylko po to, by pielęgnować ludzką samotność?” </strong></em>No właśnie, dlaczego? Cytat ten stanowi chyba najlepsze streszczenie książki <em>Sputnik Sweetheart.</em> Samotność jest obok miłości najczęstszym tematem literackim. Trudno się, więc dziwić, że Murakami poświęca temu zagadnieniu tyle uwagi w swoich książkach. W <em>Sputniku Sweetheart</em> samotność jest tematem absolutnie przewodnim. A jest ona przedstawiana w oryginalny, właściwy tylko Murakamiemu sposób. Komu innemu przyszło by, bowiem na myśl porównywać ludzi do sputników- małych statków kosmicznych? <em><strong>„ Ostatecznie przypominamy samotne bryły metalu krążące po osobnych orbitach. Z oddali wyglądamy jak piękne spadające gwiazdy, które jednak w rzeczywistości są więzieniami, gdzie każda z nas tkwi zamknięta samotnie, zmierzając donikąd. Kiedy przecinają się orbity tych satelitów, możemy się spotkać. Może nawet otworzyć przed sobą serca. Ale tylko na krótką chwilę. Już w następnej pogrążamy się w absolutnej samotności. Dopóki nie spłoniemy i nie obrócimy się w nicość.” </strong></em>Murakami nie byłby sobą gdyby nie zilustrował w nadzwyczajny sposób tak ważnego tematu. Każdy, kto zna go troszkę lepiej wie, że nawet najprostszej czynności potrafi on nadać filozoficznego znaczenia. Trudno się, więc dziwić, że nie inaczej podszedł do kwestii samotności. Japoński pisarz nie był by również sobą, gdyby wprowadził do swojej powieści zwyczajne, niczym niewyróżniające się postacie. W <em>Sputniku Sweetheart </em>spotykamy bohaterów zaplątanych w sieć nierealnych do spełnienia uczuć. I pod wpływem tych uczuć zmieniają się i poznają samych siebie, takich, jakimi się wcześniej nie znali. Postacie Murakamiego skrywają swoją prawdziwe „ja” gdzieś głęboko we wnętrzu, na zewnątrz sprawiając wrażenie kogoś zupełnie innego. Są zanurzeni w połowie w świecie realnym, częściowo przebywają gdzieś po stronie snów. Potrafią oni, więc osiwieć w trakcie jednej nocy, lub wyjść z domu w piżamie i nie wrócić. W <em>Sputniku Sweetheart</em> niebagatelną rolę odgrywają również bohaterowie pozornie drugoplanowi. Wprowadzają oni bardzo istotne zmiany w życiu głównych postaci. Japoński autor jak zwykle stawia nam wiele pytań i daje niewiele odpowiedzi. I to jest chyba w jego książkach najbardziej pociągające. Treść należy potraktować z lekkim przymrużeniem oka. Skupić się natomiast na owych pytaniach, zarówno tych przez niego zadanych i tych, które znajdują się gdzieś pomiędzy wierszami. W <em>Sputniku Sweetheart </em>Murakami po raz kolejny bombarduje nas niedopowiedzeniami i pokazuje, że nie można liczyć na proste zakończenie. Wręcz przeciwnie, zakończenie pozostawia jeszcze więcej niejasności. Haruki wywołuje po raz kolejny prawdziwą burzę mózgów. Co jest z nami nie tak? Gdzie zmierzamy i czemu się mijamy? Czy znajdziemy kiedyś odpowiednią orbitę? Raczej nie pomoże nam w tym ani samotność, ani pogoń za tym, co nierealne. To chyba główne przesłanie, jakie można wyciągnąć z lektury tej powieści.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-18187887131894425852010-10-27T16:37:00.004+02:002011-07-17T20:55:30.759+02:00Haruki Murakami "Po zmierzchu"<a href="http://1.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TMg7sQEZdZI/AAAAAAAAATw/yunQqmsLQuU/s1600/okladka-180.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 180px; height: 252px;" src="http://1.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TMg7sQEZdZI/AAAAAAAAATw/yunQqmsLQuU/s320/okladka-180.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5532737773638350226" /></a><br />Tokio nocą. Można tu spotkać każdego. Samotną studentkę czytającą książkę, młodego muzyka grającego na puzonie, byłą zapaśniczkę, informatyka, gangstera i prostytutkę. Ich losy krzyżują się w czasie kilku nocnych godzin. Razem z nimi odwiedzamy bary, podziemia wieżowca, love hotel, sklep nocny. Każdy z bohaterów czegoś szuka. Być może czegoś, co może znaleźć tylko uciekając przed dniem. Dniem, który zmusza do życia i radzenia sobie z problemami. Czy noc jednak daje wytchnienie? Raczej wciąga w wir nieoczekiwanych zdarzeń. Pozwala też spotkać się obcym sobie osobom i rozmawiać tak jakby znały się całe życie. Poznajemy, więc losy kobiety uciekającej przed mafią i byłej zapaśniczki pracującej w nocnym hotelu. Dowiemy się, co czuje zakompleksiona studentka, żyjąca w cieniu swojej pięknej siostry, oraz młody muzyk marzący o karierze prawnika. Ta noc jak każda inna skończy się a bohaterowie wrócą do swojego życia. Czy coś w nim się zmieni? Nie ma takiej pewności. U Murakamiego nic nie jest pewne. Drażni on swoimi niedopowiedzeniami. Tak samo jak w innych swoich książkach. Sama fabuła nie jest tutaj najważniejsza. Na pierwszy rzut oka może się nawet wydawać bardzo abstrakcyjna. „Piękna dziewczyna, Eri, leży w domu pogrążona od 2 miesięcy w tajemniczym śnie…” To pierwsze zdanie zapowiedzi tej książki. Brzmi nieprawdopodobnie. Ale w trakcie czytania wszystko powoli staje się jasne. Przynajmniej dla tych, którzy wiedzą, co nieco o kulturze i mentalności Japończyków. Ale nie trzeba wcale specjalnie interesować się samą Japonią żeby sięgnąć po książkę Murakamiego. Chociażby po to żeby spotkać dialogi, które potrafią rzucić na kolana! Właśnie poprzez dialogi Murakami potrafi w mistrzowski sposób zobrazować charaktery swoich postaci. Rozmowę na pozornie błahy temat przeobraża w dyskusję wręcz filozoficzną. No i cechuje go przy okazji oryginalne poczucie humoru, którym hojnie obdarza swoich bohaterów. Bohaterów, którzy nigdy nie są zwyczajni. Nawet, jeśli im samym się tak wydaje. W książce <em>Po zmierzchu</em> spotykamy właśnie takie postacie. Jak skończy się pełna przygód noc i co przyniesie świt? Murakami chętnie odpowie na to pytanie, ale tylko po części. Resztę czytelnik musi dopowiedzieć sobie sam. Warto, więc przenieść się oczami wyobraźni na ulice Tokio i sprawdzić, co czeka nas tam <em>Po zmierzchu</em>.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-73329756745973053242010-10-21T16:42:00.009+02:002011-07-17T19:50:45.552+02:00George Macdonald " Na skrzydłach Północnej Wichury"<a href="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TMBSdfVjn4I/AAAAAAAAATY/gShea32XCbQ/s1600/94688.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 107px; height: 150px;" src="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TMBSdfVjn4I/AAAAAAAAATY/gShea32XCbQ/s320/94688.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5530511008992567170" /></a><br />Jak powszechnie wiadomo, każdy człowiek ma w sobie coś z dziecka. Może przejawiać się to w najróżniejszy sposób. Jednym z nich jest na pewno sięganie dorosłych po literaturę przeznaczoną dla najmłodszych czytelników. A sięgnąć po nią czasem naprawdę warto, a szczególnie, jeżeli ma się do czynienia z autorem takim jak George Macdonald. Są książki, które czytać może każdy i zawsze znajdzie w nich coś dla siebie. Najlepszym przykładem takiego dzieła jest <em>Na skrzydłach Północnej Wichury</em>. Wyobraźmy sobie teraz XIX-wieczny Londyn. I młodego chłopca o imieniu Karuś, pochodzącego z ubogiej rodziny. Jedynym źródłem utrzymania dla tej rodziny jest skromna pensja ojca-dorożkarza. Karuś to chłopiec bardzo prostolinijny. Nazywany jest przez innych dzieckiem Pana Boga, ci złośliwsi twierdzą, że brakuje mu po prostu piątej klepki. Jednak on się tym nie przejmuje. Pojmuje świat na swój własny sposób. Jest zawsze uczciwy i przyjacielski dla innych ludzi. Zaraża innych swoją życzliwością. Mimo życia w ubóstwie Karuś jest bardzo szczęśliwy i kocha swoją rodzinę. Jest pracowity i nigdy się nie poddaje. Pewnej nocy, do jego pokoju przez otwór w oknie wlatuje wiatr. Jest to tytułowa Północna Wichura. Przybiera ona różne postacie i rozmawia z Karusiem, odwiedzając go co jaki czas. Często zabiera chłopca na swoim podmuchu w różne miejsca i tłumaczy mu bardzo ważne sprawy. Północna Wichura nie jest oczywiście zwykłym wiatrem: <em>„<strong>Czasem nazywają mnie Złym Losem, czasem Pechem, a czasem Ruiną. I jeszcze jedno dla mnie mają imię, które uważają za najokropniejsze.” </strong></em>Tym ostatnim imieniem jest oczywiście Śmierć. Macdonald przekonuje w tej książce, jakim jest wielkim mistrzem, jeżeli chodzi o używanie symboliki. Trudno się gdziekolwiek spotkać z tak piękną alegorią śmierci. Zupełnie inną od chociażby średniowiecznych obrazów kościstej pani z kosą. Wichura ma za zadanie przygotować Karusia do ostatniej życiowej drogi, która ma nastąpić już niedługo. Do podróży na drugą stronę Północnego Wiatru. Macdonald pokazuje, że tak poważny temat można przedstawić również najmłodszym. I to w taki sposób żeby ich nie przestraszyć. W tej książce obraz XIX- wiecznej Anglii przeplata się z alegorią, elementami baśniowymi i rozważaniami o filozofii i moralności-poważnymi, ale przedstawionymi w bardzo prosty sposób: <em>„<strong>Bo jedynym sposobem pokrzepienia samego siebie jest pokrzepienie innych, a to dla prostego powodu, że pomagając innym nie możemy zbyt dużo myśleć o sobie. Nasze „ja” zawsze sobie jakoś poradzi, jeśli nie zwracamy nań zbyt wiele uwagi. Nasze „ja” przypomina małe dzieci, którym tak długo jest dobrze, dopóki bawią się same. Kiedy jednak zaczynamy się do nich wtrącać obdarowujemy je zbyt wieloma zabawkami czy słodyczami, od razu stają się złe i nieznośne</strong>.”</em> <em>Na skrzydłach Północnej Wichury </em>to książka absolutnie dla każdego. Jest to zbiór przede wszystkim ogromnej madrości, a wszystko w bardzo pięknym i charakterystycznym dla literatury brytyjskiej stylu. Szkoda tylko, że tak wartościowe książki są bardzo trudno dostępne dla szerszego grona czytelników, zwłaszcza tych najmłodszych. Miejmy jednak nadzieję, że kiedys się to zmieni.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-47410330493880811732010-10-20T12:46:00.006+02:002011-07-17T19:50:26.774+02:00George Macdonald "Księżniczka i koboldy"<a href="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TL7J-CnCl9I/AAAAAAAAATM/5d7V502qLYs/s1600/cache.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 131px; height: 200px;" src="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TL7J-CnCl9I/AAAAAAAAATM/5d7V502qLYs/s320/cache.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5530079460147238866" /></a><br />Ilu fanów fantastyki w naszym kraju słyszało o autorach takich jak J.R.R. Tolkien lub C.S. Lewis? Z pewnością każdy. Nikogo na pewno nie należy przekonywać o klasie pisarskiej tych autorów. Warto jednak przekonać się, jakie były fundamenty ich twórczości. Jeden z tych fundamentów był z pewnością wspólny. Był nim George Macdonald (1824-1905). Szkocki pisarz, kierujący swoje utwory przeważnie do dzieci i młodzieży. Jednym z najpopularniejszych dzieł Macdonalda jest baśń fantasy <em>Królewna i goblin</em>, znana również pod tytułem <em>Księżniczka i koboldy</em>. Ten drugi tytuł wydaje się być bardziej trafny. Jak ocenić klasę tej książki? W zasadzie wystarczą dwa argumenty. Pierwszym z nich jest zdanie J.R.R. Tolkiena, który nie krył faktu, że na podstawie właśnie tego dzieła narodził się jego pomysł na napisanie <em>Hobbita</em>. Jednak za najlepszy argument świadczący o klasie Macdonalda mogą posłużyć słowa C.S. Lewisa: "<em>Nigdy nie ukrywałem faktu, że uważam George’a MacDonalda za mojego mistrza; co więcej, wydaje mi się, że nigdy nie napisałem książki, w której bym go nie cytował</em>". O czym więc mówi historia, którą zachwycali się dwaj wielcy mistrzowie fantasy? Pozornie to banalna opowieść o księżniczce i jej przyjacielu- górniku, którzy muszą stawić czoło grożącemu niebezpieczeństwu. Ale jak przekonała już niejedna taka historia, w takiej pozornej prostocie można znaleźć najwięcej mądrości. W taki właśnie sposób dociera się łatwo do najmłodszych czytelników. Choć grzechem byłoby powiedzieć, że jest to książka wyłącznie dla dzieci. Macdonald przenosi nas do magicznego królestwa, w którym żyje wcześniej wspomniana księżniczka Irenka i młody górnik o imieniu Cyryl. Jednak we wnętrzu góry mieszka ktoś jeszcze. Są to koboldy. Małe psotliwe potworki, które kiedyś były podobne do ludzi. Ukryły się jednak pod ziemią, a na jej powierzchni pojawiają się tylko w nocy. Koboldy kombinują jak najbardziej zaszkodzić ludziom. Jednak ich plany odkrywa Cyryl i postanawia im przeszkodzić. Pomaga mu w tym księżniczka posiadająca magiczny pierścień z kłębkiem pajęczej nici otrzymany od prababci, mieszkającej na szczycie wieży. Księżniczka i koboldy to klasyczna opowieść o walce dobra ze złem. Ale porusza również wiele innych aspektów. Przede wszystkim mówi o wierze. O tym, że czasem trzeba być prostym człowiekiem i mieć ufność dziecka, żeby dostrzec coś, co jest niewidoczne dla innych. Oraz to, że człowiek może posiadać dobre serce niezależnie od klasy, pochodzenia, czy majątku. Elementy, jakie zaczerpnęli od Macdonalda zarówno Tolkien jak i Lewis są widoczne gołym okiem. Ale nie ma sensu ich wypisywać, żeby nie psuć zabawy przyszłym czytelnikom. <em>Księżniczkę i koboldy </em>można polecić wszystkim. Zarówno tym młodym jak i starszym, miłośnikom fantasy, baśni i pouczających historii. Należy tylko żałować, że pisarz taki jak George Macdonald jest stosunkowo mało popularny w naszym kraju. Oby w przyszłości jak najszybciej się to zmieniło.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-41581848201449123052010-09-30T13:24:00.011+02:002011-07-17T19:49:52.161+02:00G.G. Marquez "O miłości i innych demonach"<a href="http://1.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TKRz0zBXXFI/AAAAAAAAASE/n1ptXxLGlfE/s1600/o-milosci-i-innych-demon_2450_m.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 95px; height: 150px;" src="http://1.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TKRz0zBXXFI/AAAAAAAAASE/n1ptXxLGlfE/s320/o-milosci-i-innych-demon_2450_m.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5522666393949396050" /></a><br />Czego szukacie w czytanych przez siebie książkach? Wspaniałych bohaterów, opisów nieskazitelnej miłości, pięknego happy endu? Z pewnością każdy lubi odnajdywać takie rzeczy w swoich lekturach. Jednak, jeżeli ktoś zamierza pójść nieco inną ścieżką i odkryć coś zupełnie nowego pozostaje mi tylko polecić jednego autora. Jest nim Gabriel Garcia Marquez, przedstawiciel realizmu magicznego i laureat Literackiej Nagrody Nobla. A zarazem pisarz, którego zaliczam do moich ulubionych. W książce <em>O miłości i innych demonach </em>Marquez przedstawia obraz człowieka znany już dobrze z innych jego dzieł. Jacy są więc bohaterowie tej opowieści? To ludzie często kierujący się swoimi zwierzęcymi instynktami, popędem seksualnym, czasem wydawać by się mogło pozbawieni sumienia. Bywają to ludzie zacofani i bezwstydni, zawszeni i tarzający się we własnych odchodach. Kierujący się błędnymi przekonaniami i działający pod wpływem chwili. Zasady postępowania postaci stworzonych przez Marqueza są pozbawione jakichkolwiek norm i schematów. I nie ważne czy tyczy się to duchownego, czy niewolnicy.Tak wyglądają bohaterowie tej i innych książek noblisty. Nie podlegają żadnym standardom i przez to są tak bardzo oryginalne! Kolumbijski pisarz stawia wiele pytań pomiędzy wierszami swej powieści i w osobliwy sposób udziela na nie odpowiedzi. Robi to obierając wnętrza swoich bohaterów niczym skórkę od jabłka. A wszystko to ze swoją zawodową, reporterską precyzją. Specjalnie po to żeby pokazać nam jak można umrzeć z miłości lub jej braku. Zarówno brak i nadmiar tego uczucia jest w tej książce opisany w fantastyczny sposób. Miłość przeplata się w niej z nienawiścią od pierwszej do ostatniej strony. A motywem przewodnim jest życie małej dziewczynki. Która od urodzenia jest pozbawiona rodzicielskiej miłości i wychowywana przez niewolników. Po to, aby umrzeć w porywach szaleńczego uczucia. Po Marqueza sięgam bardzo chętnie, ponieważ ten pisarz mnie …irytuje. Często nie mogę się jakoś szczególnie zgodzić z jego zdaniem i przedstawianym przez niego światem. Czekam na jakieś nieoczekiwane zwroty akcji, które nie następują. Szukam jakiegoś szablonu, który u tego autora po prostu nie istnieje. Sens książek Marqueza przychodzi dopiero po przeczytaniu i głębokim zastanowieniu się, co autor chce nam powiedzieć. Podobnie było z książką <em>O miłości i innych demonach</em>. Powieścią pokazującą, że miłość nie zawsze musi być piękna i urzekająca i którą z pewnością dodam na listę moich ulubionych tytułów.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-4377770494107154012010-09-24T13:36:00.008+02:002011-07-17T19:49:30.976+02:00Haruki Murakami "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu"<a href="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TJyOPm_CP8I/AAAAAAAAARQ/o49JuTuKFLY/s1600/o-czym-mowie-kiedy-mowie-o-bieganiu-pprod56440041.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 145px; height: 204px;" src="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TJyOPm_CP8I/AAAAAAAAARQ/o49JuTuKFLY/s320/o-czym-mowie-kiedy-mowie-o-bieganiu-pprod56440041.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5520443642063503298" /></a> W końcu rozpocząłem swoją przygodę z książkami Harukiego Murakamiego. Przygodę, która z pewnością szybko się nie skończy. Dlaczego sięgnąłem po akurat ten tytuł? Powodów jest, co najmniej kilka. Poczynając od najbardziej przyziemnego, czyli przystępnej ceny tej ksiązki. Poza tym bieganie na długich dystansach (oczywiście nie tak długich na jakich biega Murakami ) nie jest mi obce. Chętnie zabrałem się , więc za książkę o tym, co sam lubię robić w wolnym czasie. <em>O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu</em> to rodzaj pamiętnika. Sięgając po autobiografię, mogłem, więc lepiej poznać autora, po którego mam zamiar sięgać w najbliższej przyszłości. I jak najbardziej nie żałuję, że moje spotkanie z Murakamim zaczęło się właśnie od tej książki. A nie pamiętam żeby kiedykolwiek jakąś książkę czytało mi się tak łatwo i przyjemnie. Lekturę przerywałem wielokrotnie, ale nie z powodu znudzenia. Przerywałem ją tylko po to żeby móc cieszyć się nią przez dłuższy czas. Bieganie jest w tej książce tłem. Czynnością, którą autor wykonuje w każdej wolnej chwili. Trenuje m.in. po to by startować w maratonach. Wziął udział również w biegu na 100 km! Jak sam przyznaje nie jest stworzony do rywalizacji z innymi, ani do żadnej gry zespołowej. Biegając na długich dystansach walczy z własnymi słabościami. Bieganie nie jest dla niego zwykłą czynnością. W swoim pamiętniku opisuje wszystko, co temu bieganiu towarzyszy. Opisuje uczucia, mijanych ludzi i miejsca, w których biega. Opisuje myśli, z którymi jak stwierdziłem sam się często utożsamiam. Mówi na przykład o swojej wiecznej potrzebie samotności, w której pomaga mu właśnie bieganie. Samotności, która mu nie przeszkadza, lecz pomaga zachować spokój i tworzyć. Tak jak wcześniej wspomniałem bieganie jest tłem, a raczej motywem przewodnim. Bo przecież Murakami jest pisarzem. I w pamiętniku mówi o swoich książkach. O tym jak one powstawały i jakie uczucia temu towarzyszyły. Jest to swego rodzaju warsztat pisarki, po który naprawdę warto sięgnąć. Z pozoru prostej czynności, jaką jest bieganie Murakami tworzy pasję, życiową przygodę i przy okazji świetny temat na napisanie książki. Jak twierdzi sam autor biegacz ma w sobie coś, dzięki czemu zrozumie zawsze drugiego biegacza. Być może, dlatego ta książka tak bardzo mnie wciągnęła. Na koniec jeszcze próbka pisarskich możliwości Harukiego: „ <em><strong>Biegi długodystansowe uczyniły mnie( mniej lub więcej, na lepsze lub gorsze) taką osobą, jaką dzisiaj jestem, i mam nadzieję, że pozostaną elementem mojego życia tak długo, jak to będzie możliwe. Będę szczęśliwy, starzejąc się wraz z bieganiem. Nie ma w tym żadnej logiki, ale sam wybrałem takie życie. A o tej późnej porze nie mam już żadnego wyboru”</strong> </em><br />Gorąco polecam !!Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-61833383394184680772010-09-19T00:33:00.004+02:002010-09-19T00:54:14.727+02:00Fim "Książę Kaspian"<a href="http://4.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TJU_4eDPGFI/AAAAAAAAAQ4/Jw8LjGGTJ18/s1600/0148144.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 150px; height: 198px;" src="http://4.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TJU_4eDPGFI/AAAAAAAAAQ4/Jw8LjGGTJ18/s320/0148144.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5518387157784270930" /></a><br />Od jakiegoś czasu zacząłem zdawać sobie sprawę, że umieszczam na swoim blogu recenzje tylko tego, co mi się podoba. I zawsze są to książki. Czas, więc wprowadzić małą zmianę. Zastanawiałem się czy jest coś, co mógłbym zjechać w odpowiedni sposób i bez żadnych skrupułów. Pomysł podsunęła mi telewizja, która postanowiła wyemitować film<em> Książę Kaspian</em>. Miałem okazje oglądać go po raz drugi. Pierwszy raz widziałem ten film w kinie, tuż po premierze. Jeżeli chodzi o ekranizacje jakichkolwiek powieści, najbardziej cenię sobie w nich ich zgodność z książkowym oryginałem. A jeżeli chodzi o ekranizacje powieści ukochanego pisarza, to jestem pod tym względem wyjątkowo wyczulony. Ktoś może powiedzieć, że nie da się zrobić naprawdę dobrej ekranizacji. Reżyser musi wprowadzić zmiany, przez co zniekształca się fabuła książkowa. Niestety, nie mogę się z tym zgodzić. Można, bowiem znaleźć filmy, gdzie zmiany fabuły to czysta, trudna do zauważenia kosmetyka. Przykłady? Zapraszam do obejrzenia ekranizacji <em>Miłości w czasach zarazy </em>Marqueza. Podobnie miała się rzecz do <em>Opowieści z Narnii </em>zrealizowanych przez BBC wiele lat temu w postaci serialu. W tych filmach najważniejsza była właśnie zgodność z książkowym oryginałem. I każdy dialog był w nich żywcem wyjęty z książki. Coś pięknego! Szkoda, że tą samą drogą nie poszli twórcy najnowszych ekranizacji <em>Opowieści z Narnii</em>. Już film <em>Lew, czarownica i stara szafa </em>wywołał u mnie mieszane uczucia. Czara goryczy przelała się jednak po obejrzeniu <em>Księcia Kaspiana</em>. Chciałbym, żeby ktoś w końcu odpowiedział mi na pytanie, gdzie podział się tym razem przekaz powieści Lewisa? Czy aby na pewno twórcy tego filmu zajrzeli wcześniej do książki? Sens zaginął chyba gdzieś w plątaninie efektów specjalnych, wymyślonych dialogów i wątków miłosnych… Tak… twórcy filmu postanowili, żeby dwójka głównych bohaterów poczuła do siebie miętę… To najbardziej popsuło mi smak tego filmu. Filmu, którego połowę czasu zajmują bitwy… Jeśli mnie pamięć nie myli Lewis w swoich książkach wręcz unikał opisów z pola walki. Nie to było u niego najważniejsze. A w filmie… krew leje się strumieniami. <em>Opowieści z Narnii </em>to książka skierowana do młodszych czytelników. Czy film jest skierowany do młodszych widzów? Trochę za dużo tu brutalności. W tej ekranizacji nawet królowa Zuzanna o przydomku Łagodna( z racji unikania pola bitwy ) strzelając z łuku zabija dziesiątki wrogów. Czyżby twórcy filmu pozazdrościli sławy tolkienowskiemu Legolasowi? Nie podoba mi się również język używany przez filmowych bohaterów. A najbardziej żarty, jakimi się oni posługują. Pospolite… Lewis miał zupełnie inne poczucie humoru. Co do obsady… Czy główne role męskie powinny być odgrywane przez aktorów, za którymi wzdychać będą nastolatki? I kolekcjonować ich plakaty umieszczane w młodzieżowych czasopismach. Bynajmniej nie powinno o to chodzić w ekranizacji takiej książki jak <em>Książę Kaspian</em>. Oczywiście nie chcę odbierać nikomu talentu aktorskiego, ale w tym filmie widziałbym innych odtwórców głównych ról. W moim odczuciu książka Lewisa zginęła gdzieś w tym całym hollywoodzkim show. A wielka szkoda… Wystarczyło wziąć przykład z serialu BBC. I stworzyć film mniej efektowny, a bardziej efektywny. Nadzieja w ekranizacji kolejnej części <em>Opowieści z Narnii </em>realizowanej już przez innego reżysera. Jej premiera zbliża się wielkimi krokami, a zwiastuny zapowiadają się naprawdę ciekawie.:)Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-85816566762321354052010-09-15T12:01:00.022+02:002011-07-17T19:48:57.997+02:00C.S.Lewis- "Z milczącej planety" czyli część I "Trylogii kosmicznej"<a href="http://4.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TJCbsmSDvxI/AAAAAAAAAPY/Ja2U7jJsUXk/s1600/lewis_zmilczplan.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 138px; height: 210px;" src="http://4.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TJCbsmSDvxI/AAAAAAAAAPY/Ja2U7jJsUXk/s320/lewis_zmilczplan.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5517080734021697298" /></a><br />Od dawna zabierałem się do zakupienia i przeczytania <em>Trylogii kosmicznej</em>. To pierwsze już się udało, więc należy zająć się tym drugim. Postanowiłem umieszczać recenzje po każdej przeczytanej części tego cyklu, a później wszystko połączyć w całość, czyli jedną dużą recenzje całej trylogii. Muszę przyznać, że obawiałem się sięgnąć po tą książkę. Lewis w wersji science-fiction? Nieprawdopodobna sprawa. Znam go przecież z zupełnie innej strony. Specjalista od filozofii, teologii, fantastyki ma się zająć podróżami w kosmosie, grawitacją, kombinezonami? Na myśl przychodzą mi tylko straszne lekcje fizyki z liceum, które będę chyba pamiętał już do końca życia. Należy wziąć pod uwagę, że Lewis napisał pierwszą część tego cyklu w 1938 roku. Jak wiadomo wtedy świat szykował się do wielkiej wojny. Nie myślano wtedy raczej o podbijaniu kosmosu, co najwyżej o podbijaniu sąsiednich krajów. I trudno sądzić, żeby wiedza Lewisa na temat Wszechświata była szczególnie rozległa. Ale podejrzewam, że jeżeli nawet by była to i tak książka ta wyglądałaby tak samo. Nie uczyłby siebie i swoich czytelników astronomii i fizyki, żeby stworzyć bardziej wiarygodny obraz podróży kosmicznych. Lewis miał ten sam cel co zawsze. Wprowadzić w świat swojej powieści filozofię, religię, rozmyślania nad naturą człowieka. I udało mu się to osiągnąć. Udało mu się umieścić to wszystko na Malakandrze, czyli na…Marsie.<a href="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TJDEUKOU76I/AAAAAAAAAQs/ADw_p49Zn6w/s1600/Mars_atmosphere.jpg"><img style="float:right; margin:0 0 10px 10px;cursor:pointer; cursor:hand;width: 250px; height: 281px;" src="http://3.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TJDEUKOU76I/AAAAAAAAAQs/ADw_p49Zn6w/s320/Mars_atmosphere.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5517125394149732258" /></a><br /> Tam, bowiem rozgrywa się akcja pierwszej części cyklu,czyli książki <em>Z milczącej planety</em>, którą chciałbym się w tej chwili zając Na Malakandrę, na pokładzie statku kosmicznego zostaje uprowadzony dr filologii Elwin Ransom. Porywają go dwaj inni naukowcy dążący do podboju planety i ograbienia jej ze złóż złota. Dlaczego akurat filolog? Odpowiedź nadeszła szybko. Kto inny miałby nauczyć się języka mieszkańców Malakandry? A wszystko po to żeby wypełnić misję powierzoną przez tajemniczą siłę opiekującą się całą planetą. Na temat samej treści nie będę pisał nic więcej. Warto jednak zająć się samą Malakandrą. Jej krajobraz byłoby mi ciężko opisać. Zbyt pięknie zrobił to Lewis, żebym mógł to w jakikolwiek sposób odtworzyć. A co do jej mieszkańców… Są bardzo podobni do ludzi. Oczywiście nie chodzi o wygląd zewnętrzny. Mowa o uczuciach, sposobie myślenia, obyczajach. Na Malakandrze możemy znaleźć różne gatunki rozumnych istot. Jedne zajmują się poezją, inne astronomią, kolejne są biegłymi rzemieślnikami, jeszcze inne są po prostu niewidzialnymi duchami. Mieszkańcy Malakandry już od urodzenia znają przybliżoną datę swojej śmierci. I przygotowują się do niej w spokoju i bez większych obaw. Wszyscy żyją tutaj w harmonii i zgodzie, podporządkowując się woli istoty panującej nad całą planetą. Mamy, więc obraz nieco utopijny. Jedynym, co jest w stanie przeszkodzić harmonii życia na Marsie jest pojawienie się nieprzyjaznych istot z Tulkandry-milczącej planety. Czyli mówiąc krótko-z Ziemi. Co najbardziej podobało mi się w pierwszej części trylogii Lewisa? Było mnóstwo rzeczy. Jednak najbardziej poruszyły mnie kwestie związane ze złą naturą człowieka. Naturą podporządkowaną Skrzywionemu. O kim mowa, każdy powinien sie domyślić. Motywy chciwości, chęci zabijania i podboju są dla mieszkańców Malakandry całkowicie nieznane i niezrozumiałe.<a href="http://2.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TJCq9SQykpI/AAAAAAAAAQU/f5dOeKJpHWs/s1600/images.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 135px; height: 141px;" src="http://2.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TJCq9SQykpI/AAAAAAAAAQU/f5dOeKJpHWs/s320/images.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5517097513379861138" /></a> Na uwagę zasługuję również fakt ogromnego talentu słowotwórczego, zaprezentowanego przez Lewisa. Wędrujący po Malakandrze Ransom, uczy się nowych słów w języku jej mieszkańców i zastanawia się nad ich znaczeniem. W tej chwili wolałbym już zakończyć recenzje pierwszej części <em>Trylogii międzyplanetarnej</em>. Moje pierwsze skojarzenia po przeczytaniu <em>Z milczącej planety</em>? Jest to taka wersja Narnii dla dorosłych. Podobne problemy, opisywane w bardziej dojrzały sposób i w nieco innym, ale wciąż fantastycznym świecie. Wkrótce pojawią się recenzje kolejnych części cyklu. Wszystkim niezdecydowanym na tego typu literaturę, mogę tylko powiedzieć, aby nie obawiali się określenia science-fiction. W książce <em>Z milczącej planety</em> po raz kolejny możemy, bowiem spotkać Lewisa, takiego, którego już znamy i kochamy.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-21266711289676135162010-09-04T12:20:00.002+02:002010-09-04T12:23:11.115+02:00"Ciemna noc""Ciemna noc"<br /><br />Ciemna noc, ciemne sny,<br />Szatan znów się śmieje, <br />Daje ból, daje łzy, <br />Zabrać chce nadzieję.<br /><br />W serce wbił grzechu grot, <br />I zatruwa zmysły, <br />Wiary chce zgasić knot, <br />By marzenia prysły.<br /><br />Kłamstwem pragnie zadać cios, <br />Mówić mu pozwoli, <br />Prawdzie chce odebrać głos, <br />I rozum zniewolić. <br /><br />Znika noc, wstaje świt,<br />Słychać światła kroki,<br />Świeca życia wciąż się tli,<br />I zabija mroki.<br /><br />Świeżych sił nowy wdech,<br />Niesie go Zbawiciel,<br />Za ten ból, za ten grzech,<br />Oddał swoje życie.<br /><br />Ciemnej nocy widać kres, <br />Na cierpienia szczycie,<br />Już bez bólu, już bez łez, <br />Nowe to jest życie.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-75926747031085230842010-09-02T11:38:00.006+02:002010-09-03T01:13:08.722+02:00"Dialog przeciwieństw"Od dłuższego czasu nie mogłem się powstrzymać, żeby nie umieścić tego na swoim blogu. Jeszcze nie udało mi się stworzyć prozy, ale dwójkę swoich lirycznych dzieci już mam. Oto pierwsze z nich, zrodzone jakieś 3 lata temu:<br /><br />"Dialog przeciwieństw" <br /><br />Spotkało się dwóch braci: radość i cierpienie, <br />By omówić tak przykre człowieka położenie, <br />Przekomarzali się, kłócili, jak to przeciwieństwa, <br />Lecz żaden z nich nie był gotów na żadne ustępstwa, <br />Każdy z nich przekonany o swojej wielkości, <br />Nie szczędził sobie pochwał i skąpił skromności, <br />Żaden z nich nie był gotów na kapitulacje, <br />Wiec zaczęli wyliczać swojego bytu racje. <br /><br />Radość <br /><br />Czy widziałeś kiedyś szczęścia uśmiech na twarzy ? <br />Tylko za moją sprawą może się on pojawić. <br /><br />Cierpienie <br /><br />A nie widziałeś przypadkiem szklistej łzy rozpaczy ? <br />To za moją zgodą twarz ona naznaczy . <br /><br />Radość <br /><br />Czy wiesz Mój Drogi czym jest zakochanie ? <br />Nikt przecież od Ciebie tego nie dostanie. <br /><br />Cierpienie <br /><br />Ale ja nie jestem o to wcale zazdrosny, <br />Bo ile jest na świecie zawodów miłosnych. <br /><br />Radość <br /><br />A nie spotkałeś się przypadkiem z uczuciem miłości ? <br />To za moja sprawą ona w sercu gości. <br /><br />Cierpienie <br /><br />Spotkałem się, a owszem, wiem co ona znaczy, <br />Lecz to dzięki mej zdradzie ustępuje ona rozpaczy. <br /><br />Radość <br /><br />A czy wiesz jakim wielkim szczęściem jest zdrowie? <br />Nie ważne kogo spytasz, każdy Ci to powie. <br /><br />Cierpienie <br />Tak, zgoda, lecz to samo zdrowie, <br />Nie sprosta niekiedy najcięższej chorobie. <br /><br />Radość <br /><br />Mógłbym bez końca wyliczać moje argumenty, <br />Lecz Ty zawsze będziesz miał własne Mój bracie przeklęty. <br /><br />Cierpienie <br /><br />I czemu stworzyłeś przeciwieństwa Mój Boże ? <br />Jedno bez drugiego żyć teraz nie może. <br /><br />I tak dwaj bracia doszli w końcu do porozumienia, <br />Dali spokój kłótniom , obaj mieli racje bez wątpienia.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4847893671413257881.post-37093201269764004942010-09-01T11:51:00.006+02:002011-07-17T19:48:28.561+02:00G.G Marquez "Kronika zapowiedzianej śmierci"<a href="http://2.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TH4i4xHm_rI/AAAAAAAAAOk/sF19j9I3Onk/s1600/pd_7007.jpg"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 140px; height: 222px;" src="http://2.bp.blogspot.com/_fQyiqvVJack/TH4i4xHm_rI/AAAAAAAAAOk/sF19j9I3Onk/s320/pd_7007.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5511881352601337522" /></a><br />Ostatnio naszło mnie, żeby sięgnąć po kolejne książki Marqueza. Na wykupienie całej księgarni póki, co mnie nie stać. Trzeba było, więc skorzystać z tego, co było dostępne w bibliotece. Na pierwszy ogień poszła, więc <em>Kronika zapowiedzianej śmierci</em>. Ta cieniutka książka pozornie ma nas niczym nie zaskoczyć. Już na samym początku wiemy, bowiem jak się skończy. Wiemy, że młody Santiago Nasar umrze. Wie o tym każdy bohater tej opowieści opróczsamej ofiary. Santiago zostaje oskarżony o pozbawienie dziewictwa młodej dziewczyny. Zostaje to odkryte przez jej męża w noc poślubną. Tak, więc okryty hańbą pan młody zwraca żonę jej rodzinie. Bracia pechowej mężatki postanawiają zabić sprawcę owej hańby. Przyszli zabójcy obwieszczają całemu miastu, jaki mają zamiar. Chcą, bowiem żeby ktoś ich powstrzymał. Cześć mieszkańców nie wierzy, że są zdolni do morderstwa. Inni uważają, że musi do niego dojść i nie są w stanie zatrzymać biegu zdarzeń. Większą fascynacje wywołuje u nich przepływający właśnie statek z biskupem na pokładzie. Najważniejszym przekazem tej książki ma być fatum. Pokazane w sposób wręcz groteskowy. Taki, jaki znamy z tragedii antycznej. Śmierć Santiago Nasara jest nieodwracalnym wyrokiem. Nieodwracalnym do tego stopnia, że sędzia prowadzący rozprawę w sprawie morderstwa Nasara, nie zastanawia się nad winą morderców. Interesuje go za to, czy Santiago Nasar był prawdziwym sprawcą hańby. Na to pytanie książka nam nie odpowiada. Bo odpowiadać nie musi. Tak, czy inaczej fatum już wydało swój wyrok śmierci, niezależnie od tego czy Santiago na niego zasłużył. Marquez traktuje tą całą historię dość pobłażliwie. Z dużą ilością czarnego humoru. Możemy spotkać m.in. wiele wulgaryzmów i innych elementów dość prostackiego języka. Trudno się, bowiem spodziewać, żeby ludzie, jakich opisuje autor używali wykwintnego słownictwa, rodem z francuskich salonów. Mimo, że zakończenie tej książki jest wiadome od samego początku, to jednak są w niej elementy, które potrafią zaciekawić i zaskoczyć. W tym krótkim utworze można również ocenić jakie są dziennikarskie zdolności Marqueza. <em>Kronikę zapowiedzianej śmierci </em>pozostaje mi , więc tylko gorąco polecić.Szastahttp://www.blogger.com/profile/08541403594436582068noreply@blogger.com7