czwartek, 30 września 2010

G.G. Marquez "O miłości i innych demonach"


Czego szukacie w czytanych przez siebie książkach? Wspaniałych bohaterów, opisów nieskazitelnej miłości, pięknego happy endu? Z pewnością każdy lubi odnajdywać takie rzeczy w swoich lekturach. Jednak, jeżeli ktoś zamierza pójść nieco inną ścieżką i odkryć coś zupełnie nowego pozostaje mi tylko polecić jednego autora. Jest nim Gabriel Garcia Marquez, przedstawiciel realizmu magicznego i laureat Literackiej Nagrody Nobla. A zarazem pisarz, którego zaliczam do moich ulubionych. W książce O miłości i innych demonach Marquez przedstawia obraz człowieka znany już dobrze z innych jego dzieł. Jacy są więc bohaterowie tej opowieści? To ludzie często kierujący się swoimi zwierzęcymi instynktami, popędem seksualnym, czasem wydawać by się mogło pozbawieni sumienia. Bywają to ludzie zacofani i bezwstydni, zawszeni i tarzający się we własnych odchodach. Kierujący się błędnymi przekonaniami i działający pod wpływem chwili. Zasady postępowania postaci stworzonych przez Marqueza są pozbawione jakichkolwiek norm i schematów. I nie ważne czy tyczy się to duchownego, czy niewolnicy.Tak wyglądają bohaterowie tej i innych książek noblisty. Nie podlegają żadnym standardom i przez to są tak bardzo oryginalne! Kolumbijski pisarz stawia wiele pytań pomiędzy wierszami swej powieści i w osobliwy sposób udziela na nie odpowiedzi. Robi to obierając wnętrza swoich bohaterów niczym skórkę od jabłka. A wszystko to ze swoją zawodową, reporterską precyzją. Specjalnie po to żeby pokazać nam jak można umrzeć z miłości lub jej braku. Zarówno brak i nadmiar tego uczucia jest w tej książce opisany w fantastyczny sposób. Miłość przeplata się w niej z nienawiścią od pierwszej do ostatniej strony. A motywem przewodnim jest życie małej dziewczynki. Która od urodzenia jest pozbawiona rodzicielskiej miłości i wychowywana przez niewolników. Po to, aby umrzeć w porywach szaleńczego uczucia. Po Marqueza sięgam bardzo chętnie, ponieważ ten pisarz mnie …irytuje. Często nie mogę się jakoś szczególnie zgodzić z jego zdaniem i przedstawianym przez niego światem. Czekam na jakieś nieoczekiwane zwroty akcji, które nie następują. Szukam jakiegoś szablonu, który u tego autora po prostu nie istnieje. Sens książek Marqueza przychodzi dopiero po przeczytaniu i głębokim zastanowieniu się, co autor chce nam powiedzieć. Podobnie było z książką O miłości i innych demonach. Powieścią pokazującą, że miłość nie zawsze musi być piękna i urzekająca i którą z pewnością dodam na listę moich ulubionych tytułów.

piątek, 24 września 2010

Haruki Murakami "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu"

W końcu rozpocząłem swoją przygodę z książkami Harukiego Murakamiego. Przygodę, która z pewnością szybko się nie skończy. Dlaczego sięgnąłem po akurat ten tytuł? Powodów jest, co najmniej kilka. Poczynając od najbardziej przyziemnego, czyli przystępnej ceny tej ksiązki. Poza tym bieganie na długich dystansach (oczywiście nie tak długich na jakich biega Murakami ) nie jest mi obce. Chętnie zabrałem się , więc za książkę o tym, co sam lubię robić w wolnym czasie. O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu to rodzaj pamiętnika. Sięgając po autobiografię, mogłem, więc lepiej poznać autora, po którego mam zamiar sięgać w najbliższej przyszłości. I jak najbardziej nie żałuję, że moje spotkanie z Murakamim zaczęło się właśnie od tej książki. A nie pamiętam żeby kiedykolwiek jakąś książkę czytało mi się tak łatwo i przyjemnie. Lekturę przerywałem wielokrotnie, ale nie z powodu znudzenia. Przerywałem ją tylko po to żeby móc cieszyć się nią przez dłuższy czas. Bieganie jest w tej książce tłem. Czynnością, którą autor wykonuje w każdej wolnej chwili. Trenuje m.in. po to by startować w maratonach. Wziął udział również w biegu na 100 km! Jak sam przyznaje nie jest stworzony do rywalizacji z innymi, ani do żadnej gry zespołowej. Biegając na długich dystansach walczy z własnymi słabościami. Bieganie nie jest dla niego zwykłą czynnością. W swoim pamiętniku opisuje wszystko, co temu bieganiu towarzyszy. Opisuje uczucia, mijanych ludzi i miejsca, w których biega. Opisuje myśli, z którymi jak stwierdziłem sam się często utożsamiam. Mówi na przykład o swojej wiecznej potrzebie samotności, w której pomaga mu właśnie bieganie. Samotności, która mu nie przeszkadza, lecz pomaga zachować spokój i tworzyć. Tak jak wcześniej wspomniałem bieganie jest tłem, a raczej motywem przewodnim. Bo przecież Murakami jest pisarzem. I w pamiętniku mówi o swoich książkach. O tym jak one powstawały i jakie uczucia temu towarzyszyły. Jest to swego rodzaju warsztat pisarki, po który naprawdę warto sięgnąć. Z pozoru prostej czynności, jaką jest bieganie Murakami tworzy pasję, życiową przygodę i przy okazji świetny temat na napisanie książki. Jak twierdzi sam autor biegacz ma w sobie coś, dzięki czemu zrozumie zawsze drugiego biegacza. Być może, dlatego ta książka tak bardzo mnie wciągnęła. Na koniec jeszcze próbka pisarskich możliwości Harukiego: „ Biegi długodystansowe uczyniły mnie( mniej lub więcej, na lepsze lub gorsze) taką osobą, jaką dzisiaj jestem, i mam nadzieję, że pozostaną elementem mojego życia tak długo, jak to będzie możliwe. Będę szczęśliwy, starzejąc się wraz z bieganiem. Nie ma w tym żadnej logiki, ale sam wybrałem takie życie. A o tej późnej porze nie mam już żadnego wyboru”
Gorąco polecam !!

niedziela, 19 września 2010

Fim "Książę Kaspian"


Od jakiegoś czasu zacząłem zdawać sobie sprawę, że umieszczam na swoim blogu recenzje tylko tego, co mi się podoba. I zawsze są to książki. Czas, więc wprowadzić małą zmianę. Zastanawiałem się czy jest coś, co mógłbym zjechać w odpowiedni sposób i bez żadnych skrupułów. Pomysł podsunęła mi telewizja, która postanowiła wyemitować film Książę Kaspian. Miałem okazje oglądać go po raz drugi. Pierwszy raz widziałem ten film w kinie, tuż po premierze. Jeżeli chodzi o ekranizacje jakichkolwiek powieści, najbardziej cenię sobie w nich ich zgodność z książkowym oryginałem. A jeżeli chodzi o ekranizacje powieści ukochanego pisarza, to jestem pod tym względem wyjątkowo wyczulony. Ktoś może powiedzieć, że nie da się zrobić naprawdę dobrej ekranizacji. Reżyser musi wprowadzić zmiany, przez co zniekształca się fabuła książkowa. Niestety, nie mogę się z tym zgodzić. Można, bowiem znaleźć filmy, gdzie zmiany fabuły to czysta, trudna do zauważenia kosmetyka. Przykłady? Zapraszam do obejrzenia ekranizacji Miłości w czasach zarazy Marqueza. Podobnie miała się rzecz do Opowieści z Narnii zrealizowanych przez BBC wiele lat temu w postaci serialu. W tych filmach najważniejsza była właśnie zgodność z książkowym oryginałem. I każdy dialog był w nich żywcem wyjęty z książki. Coś pięknego! Szkoda, że tą samą drogą nie poszli twórcy najnowszych ekranizacji Opowieści z Narnii. Już film Lew, czarownica i stara szafa wywołał u mnie mieszane uczucia. Czara goryczy przelała się jednak po obejrzeniu Księcia Kaspiana. Chciałbym, żeby ktoś w końcu odpowiedział mi na pytanie, gdzie podział się tym razem przekaz powieści Lewisa? Czy aby na pewno twórcy tego filmu zajrzeli wcześniej do książki? Sens zaginął chyba gdzieś w plątaninie efektów specjalnych, wymyślonych dialogów i wątków miłosnych… Tak… twórcy filmu postanowili, żeby dwójka głównych bohaterów poczuła do siebie miętę… To najbardziej popsuło mi smak tego filmu. Filmu, którego połowę czasu zajmują bitwy… Jeśli mnie pamięć nie myli Lewis w swoich książkach wręcz unikał opisów z pola walki. Nie to było u niego najważniejsze. A w filmie… krew leje się strumieniami. Opowieści z Narnii to książka skierowana do młodszych czytelników. Czy film jest skierowany do młodszych widzów? Trochę za dużo tu brutalności. W tej ekranizacji nawet królowa Zuzanna o przydomku Łagodna( z racji unikania pola bitwy ) strzelając z łuku zabija dziesiątki wrogów. Czyżby twórcy filmu pozazdrościli sławy tolkienowskiemu Legolasowi? Nie podoba mi się również język używany przez filmowych bohaterów. A najbardziej żarty, jakimi się oni posługują. Pospolite… Lewis miał zupełnie inne poczucie humoru. Co do obsady… Czy główne role męskie powinny być odgrywane przez aktorów, za którymi wzdychać będą nastolatki? I kolekcjonować ich plakaty umieszczane w młodzieżowych czasopismach. Bynajmniej nie powinno o to chodzić w ekranizacji takiej książki jak Książę Kaspian. Oczywiście nie chcę odbierać nikomu talentu aktorskiego, ale w tym filmie widziałbym innych odtwórców głównych ról. W moim odczuciu książka Lewisa zginęła gdzieś w tym całym hollywoodzkim show. A wielka szkoda… Wystarczyło wziąć przykład z serialu BBC. I stworzyć film mniej efektowny, a bardziej efektywny. Nadzieja w ekranizacji kolejnej części Opowieści z Narnii realizowanej już przez innego reżysera. Jej premiera zbliża się wielkimi krokami, a zwiastuny zapowiadają się naprawdę ciekawie.:)

środa, 15 września 2010

C.S.Lewis- "Z milczącej planety" czyli część I "Trylogii kosmicznej"


Od dawna zabierałem się do zakupienia i przeczytania Trylogii kosmicznej. To pierwsze już się udało, więc należy zająć się tym drugim. Postanowiłem umieszczać recenzje po każdej przeczytanej części tego cyklu, a później wszystko połączyć w całość, czyli jedną dużą recenzje całej trylogii. Muszę przyznać, że obawiałem się sięgnąć po tą książkę. Lewis w wersji science-fiction? Nieprawdopodobna sprawa. Znam go przecież z zupełnie innej strony. Specjalista od filozofii, teologii, fantastyki ma się zająć podróżami w kosmosie, grawitacją, kombinezonami? Na myśl przychodzą mi tylko straszne lekcje fizyki z liceum, które będę chyba pamiętał już do końca życia. Należy wziąć pod uwagę, że Lewis napisał pierwszą część tego cyklu w 1938 roku. Jak wiadomo wtedy świat szykował się do wielkiej wojny. Nie myślano wtedy raczej o podbijaniu kosmosu, co najwyżej o podbijaniu sąsiednich krajów. I trudno sądzić, żeby wiedza Lewisa na temat Wszechświata była szczególnie rozległa. Ale podejrzewam, że jeżeli nawet by była to i tak książka ta wyglądałaby tak samo. Nie uczyłby siebie i swoich czytelników astronomii i fizyki, żeby stworzyć bardziej wiarygodny obraz podróży kosmicznych. Lewis miał ten sam cel co zawsze. Wprowadzić w świat swojej powieści filozofię, religię, rozmyślania nad naturą człowieka. I udało mu się to osiągnąć. Udało mu się umieścić to wszystko na Malakandrze, czyli na…Marsie.
Tam, bowiem rozgrywa się akcja pierwszej części cyklu,czyli książki Z milczącej planety, którą chciałbym się w tej chwili zając Na Malakandrę, na pokładzie statku kosmicznego zostaje uprowadzony dr filologii Elwin Ransom. Porywają go dwaj inni naukowcy dążący do podboju planety i ograbienia jej ze złóż złota. Dlaczego akurat filolog? Odpowiedź nadeszła szybko. Kto inny miałby nauczyć się języka mieszkańców Malakandry? A wszystko po to żeby wypełnić misję powierzoną przez tajemniczą siłę opiekującą się całą planetą. Na temat samej treści nie będę pisał nic więcej. Warto jednak zająć się samą Malakandrą. Jej krajobraz byłoby mi ciężko opisać. Zbyt pięknie zrobił to Lewis, żebym mógł to w jakikolwiek sposób odtworzyć. A co do jej mieszkańców… Są bardzo podobni do ludzi. Oczywiście nie chodzi o wygląd zewnętrzny. Mowa o uczuciach, sposobie myślenia, obyczajach. Na Malakandrze możemy znaleźć różne gatunki rozumnych istot. Jedne zajmują się poezją, inne astronomią, kolejne są biegłymi rzemieślnikami, jeszcze inne są po prostu niewidzialnymi duchami. Mieszkańcy Malakandry już od urodzenia znają przybliżoną datę swojej śmierci. I przygotowują się do niej w spokoju i bez większych obaw. Wszyscy żyją tutaj w harmonii i zgodzie, podporządkowując się woli istoty panującej nad całą planetą. Mamy, więc obraz nieco utopijny. Jedynym, co jest w stanie przeszkodzić harmonii życia na Marsie jest pojawienie się nieprzyjaznych istot z Tulkandry-milczącej planety. Czyli mówiąc krótko-z Ziemi. Co najbardziej podobało mi się w pierwszej części trylogii Lewisa? Było mnóstwo rzeczy. Jednak najbardziej poruszyły mnie kwestie związane ze złą naturą człowieka. Naturą podporządkowaną Skrzywionemu. O kim mowa, każdy powinien sie domyślić. Motywy chciwości, chęci zabijania i podboju są dla mieszkańców Malakandry całkowicie nieznane i niezrozumiałe. Na uwagę zasługuję również fakt ogromnego talentu słowotwórczego, zaprezentowanego przez Lewisa. Wędrujący po Malakandrze Ransom, uczy się nowych słów w języku jej mieszkańców i zastanawia się nad ich znaczeniem. W tej chwili wolałbym już zakończyć recenzje pierwszej części Trylogii międzyplanetarnej. Moje pierwsze skojarzenia po przeczytaniu Z milczącej planety? Jest to taka wersja Narnii dla dorosłych. Podobne problemy, opisywane w bardziej dojrzały sposób i w nieco innym, ale wciąż fantastycznym świecie. Wkrótce pojawią się recenzje kolejnych części cyklu. Wszystkim niezdecydowanym na tego typu literaturę, mogę tylko powiedzieć, aby nie obawiali się określenia science-fiction. W książce Z milczącej planety po raz kolejny możemy, bowiem spotkać Lewisa, takiego, którego już znamy i kochamy.

sobota, 4 września 2010

"Ciemna noc"

"Ciemna noc"

Ciemna noc, ciemne sny,
Szatan znów się śmieje,
Daje ból, daje łzy,
Zabrać chce nadzieję.

W serce wbił grzechu grot,
I zatruwa zmysły,
Wiary chce zgasić knot,
By marzenia prysły.

Kłamstwem pragnie zadać cios,
Mówić mu pozwoli,
Prawdzie chce odebrać głos,
I rozum zniewolić.

Znika noc, wstaje świt,
Słychać światła kroki,
Świeca życia wciąż się tli,
I zabija mroki.

Świeżych sił nowy wdech,
Niesie go Zbawiciel,
Za ten ból, za ten grzech,
Oddał swoje życie.

Ciemnej nocy widać kres,
Na cierpienia szczycie,
Już bez bólu, już bez łez,
Nowe to jest życie.

czwartek, 2 września 2010

"Dialog przeciwieństw"

Od dłuższego czasu nie mogłem się powstrzymać, żeby nie umieścić tego na swoim blogu. Jeszcze nie udało mi się stworzyć prozy, ale dwójkę swoich lirycznych dzieci już mam. Oto pierwsze z nich, zrodzone jakieś 3 lata temu:

"Dialog przeciwieństw"

Spotkało się dwóch braci: radość i cierpienie,
By omówić tak przykre człowieka położenie,
Przekomarzali się, kłócili, jak to przeciwieństwa,
Lecz żaden z nich nie był gotów na żadne ustępstwa,
Każdy z nich przekonany o swojej wielkości,
Nie szczędził sobie pochwał i skąpił skromności,
Żaden z nich nie był gotów na kapitulacje,
Wiec zaczęli wyliczać swojego bytu racje.

Radość

Czy widziałeś kiedyś szczęścia uśmiech na twarzy ?
Tylko za moją sprawą może się on pojawić.

Cierpienie

A nie widziałeś przypadkiem szklistej łzy rozpaczy ?
To za moją zgodą twarz ona naznaczy .

Radość

Czy wiesz Mój Drogi czym jest zakochanie ?
Nikt przecież od Ciebie tego nie dostanie.

Cierpienie

Ale ja nie jestem o to wcale zazdrosny,
Bo ile jest na świecie zawodów miłosnych.

Radość

A nie spotkałeś się przypadkiem z uczuciem miłości ?
To za moja sprawą ona w sercu gości.

Cierpienie

Spotkałem się, a owszem, wiem co ona znaczy,
Lecz to dzięki mej zdradzie ustępuje ona rozpaczy.

Radość

A czy wiesz jakim wielkim szczęściem jest zdrowie?
Nie ważne kogo spytasz, każdy Ci to powie.

Cierpienie
Tak, zgoda, lecz to samo zdrowie,
Nie sprosta niekiedy najcięższej chorobie.

Radość

Mógłbym bez końca wyliczać moje argumenty,
Lecz Ty zawsze będziesz miał własne Mój bracie przeklęty.

Cierpienie

I czemu stworzyłeś przeciwieństwa Mój Boże ?
Jedno bez drugiego żyć teraz nie może.

I tak dwaj bracia doszli w końcu do porozumienia,
Dali spokój kłótniom , obaj mieli racje bez wątpienia.

środa, 1 września 2010

G.G Marquez "Kronika zapowiedzianej śmierci"


Ostatnio naszło mnie, żeby sięgnąć po kolejne książki Marqueza. Na wykupienie całej księgarni póki, co mnie nie stać. Trzeba było, więc skorzystać z tego, co było dostępne w bibliotece. Na pierwszy ogień poszła, więc Kronika zapowiedzianej śmierci. Ta cieniutka książka pozornie ma nas niczym nie zaskoczyć. Już na samym początku wiemy, bowiem jak się skończy. Wiemy, że młody Santiago Nasar umrze. Wie o tym każdy bohater tej opowieści opróczsamej ofiary. Santiago zostaje oskarżony o pozbawienie dziewictwa młodej dziewczyny. Zostaje to odkryte przez jej męża w noc poślubną. Tak, więc okryty hańbą pan młody zwraca żonę jej rodzinie. Bracia pechowej mężatki postanawiają zabić sprawcę owej hańby. Przyszli zabójcy obwieszczają całemu miastu, jaki mają zamiar. Chcą, bowiem żeby ktoś ich powstrzymał. Cześć mieszkańców nie wierzy, że są zdolni do morderstwa. Inni uważają, że musi do niego dojść i nie są w stanie zatrzymać biegu zdarzeń. Większą fascynacje wywołuje u nich przepływający właśnie statek z biskupem na pokładzie. Najważniejszym przekazem tej książki ma być fatum. Pokazane w sposób wręcz groteskowy. Taki, jaki znamy z tragedii antycznej. Śmierć Santiago Nasara jest nieodwracalnym wyrokiem. Nieodwracalnym do tego stopnia, że sędzia prowadzący rozprawę w sprawie morderstwa Nasara, nie zastanawia się nad winą morderców. Interesuje go za to, czy Santiago Nasar był prawdziwym sprawcą hańby. Na to pytanie książka nam nie odpowiada. Bo odpowiadać nie musi. Tak, czy inaczej fatum już wydało swój wyrok śmierci, niezależnie od tego czy Santiago na niego zasłużył. Marquez traktuje tą całą historię dość pobłażliwie. Z dużą ilością czarnego humoru. Możemy spotkać m.in. wiele wulgaryzmów i innych elementów dość prostackiego języka. Trudno się, bowiem spodziewać, żeby ludzie, jakich opisuje autor używali wykwintnego słownictwa, rodem z francuskich salonów. Mimo, że zakończenie tej książki jest wiadome od samego początku, to jednak są w niej elementy, które potrafią zaciekawić i zaskoczyć. W tym krótkim utworze można również ocenić jakie są dziennikarskie zdolności Marqueza. Kronikę zapowiedzianej śmierci pozostaje mi , więc tylko gorąco polecić.