sobota, 30 lipca 2011

Cecilia Randall "Hyperversum"


Gra komputerowa potrafiąca przenosić ludzi w czasie. Brzmi znajomo? Każdy zapewne spotkał się w swoim życiu z przynajmniej jednym filmem o takiej właśnie tematyce. Zdaje się również, że twórcom takich filmów „ pozazdrościła ” Cecilia Randall. I stworzyła powieść opowiadającą właśnie o takiej niezwykłej grze.
Sześcioro przyjaciół zafascynowanych interaktywną rozgrywką postanawia wspólnie zagrać w grę o nazwie „ Hyperversum ”. Ma ona przenieść ich w wyobraźni do XIII- wiecznej Francji. Grupka młodych ludzi ma tam przeżyć niezwykłe przygody. Brać udział w bitwach, turniejach rycerskich i intrygach decydujących o losach średniowiecznej Europy. Gra niespodziewanie płata im jednak złośliwego figla… i przestaje być tylko fikcją. To co miało być dziełem wyobraźni staje się nagle rzeczywistością. W której można zabłądzić, zakochać się, a nawet stracić życie…
Temat podróży w czasie poruszany w dziełach wszelkiego rodzaju wydaje się bardzo ryzykowny. Twórcom takich dzieł nie jest łatwo uniknąć różnego rodzaju mankamentów. Historycy jak zwykle z pewnością doszukiwaliby się wielu błędów faktograficznych. Jednak nie one są tutaj najistotniejsze. Zastanawiająca jest chociażby łatwość aklimatyzacji bohaterów w obcych dla siebie czasach i środowisku. Podobnie było również z „ Hyperversum ”. Postacie przeniesione 800 lat wstecz zaskakująco dobrze radzą sobie chociażby na polu bitwy, czy w kontaktach z miejscową ludnością. Cecilia Randall postanowiła jednak w sprytny sposób wybrnąć z takiej właśnie opresji. Zrobiła to tworząc główną postać- Iana. Który jak się okazuję jest… genialnym studentem-mediewistą, zafascynowanym historią i kulturą średniowiecznej Francji. To głównie dzięki niemu grupa przyjaciół poradzi sobie w tym obcym dla siebie świecie.Do największych zalet powieści „ Hyperversum ” należy z pewnością fabuła. Bardzo starannie dopracowana w każdym detalu. Można odnieść wrażenie, że pisanie tej książki nie odbywało się spontanicznie. W głowie autorki musiał od początku istnieć plan, który sukcesywnie wprowadzała w życie. Poszczególne wątki łączą się ze sobą w ściśle określonym miejscu. Postacie pojawiają się dobrze zaplanowanym czasie. Książkę czyta się naprawdę lekko i przyjemnie. Przede wszystkim bez obaw o jakiekolwiek pogubienie się, co budzi duży szacunek przy tak dużej objętości tekstu. Co się tyczy książkowych postaci… W tej kwestii można trochę Cecilii Randall zarzucić. Przenosi ona bowiem w czasie sześcioro bohaterów. Jednak tylko dwójka z nich odegra w tej historii naprawdę kluczową rolę. Co do reszty postaci, pozostaną troszkę na uboczu. Nieco drażnić może również nadmiar wątków romantycznych. A raczej nadmiar okazywania uczuć. Autorka chyba nieco „ przesłodziła ” całą opowieść. Zdumiewający jest również fakt łatwości porozumiewania się postaci z „ naszych czasów ” z bohaterami średniowiecznymi. Szczególnie tymi z wyższych sfer. Często można odnieść wrażenie, że hrabiowie, a nawet sam król są zbyt bliscy naszemu, współczesnemu sposobowi bycia. Mimo, że nie można im odmówić dostojności, czasem jednak zachowują się zbyt swobodnie. Tym, co na pewno może się jednak podobać są przemyślenia głównych bohaterów, wzbogacające bardzo szybką akcję. Jest ich naprawdę sporo. Zwłaszcza, gdy pojawiają się trudne dla bohaterów życiowe wybory. Jednak najbardziej uderza czytelnika nastrój rycerskości, który niemal unosi się jak zapach nad kartkami powieści. Bohaterowie, zarówno ci przeniesieni, jak i na stałe osadzeni w średniowieczu wiedzą jak mają się zachowywać. Niezależnie od pochodzenia posiadają swój model postępowania. Zarówno w odniesieniu do przyjaciół, jak i największych wrogów. Dobrze, że Cecilia Randall położyła naciska na coś, czego ewidentnie w naszych czasach brakuje.W powieści „ Hyperversum ” można doszukać się drobnych uchybień. Jednak jest jeden element, który wszystkie je rekompensuje. Jest to doskonałe zakończenie. Dramatyczne i trzymające w napięciu. Sprawiające, że właśnie pod koniec książka staje się najbardziej wciągająca. Można wręcz stwierdzić, że 760 stron to za mało.Mimo, że książka jest skierowana raczej do młodszych czytelników powinien ją przeczytać każdy. Warto bowiem sięgnąć po tak wartościową lekturę i dać się wciągnąć w wir niesamowitej przygody jaką gwarantuje nam „ Hyperversum ”.

WYDAWNICTWU ESPRIT DZIĘKUJĘ ZA MOŻLIWOŚĆ NAPISANIA RECENZJI.

niedziela, 17 lipca 2011

Markus Zusak, " Złodziejka książek "


„ Złodziejka książek ” to powieść która przewijała się w moich myślach od bardzo dawna. Tytuł ten rzuca się w oczy przy każdej wizycie w jakiejkolwiek księgarni. Nie trudno również natrafić na jej recenzję. Takich właśnie książek zawsze mocno się obawiam. Czy tytuł, zajmujący pierwsze miejsce na liście New York Timesa rzeczywiście okaże się dobry? A może to kolejne przereklamowane dzieło, jakich było już wiele. Modne książki często wcale nie okazują się wartościowe. Jak było tym razem?
Zazwyczaj pierwszy krok do stania się bestsellerem to łatwość z jaką dany tytuł da się przeczytać. Czy tak samo jest ze „ Złodziejką książek ” ? Niezupełnie. I raczej trudno się dziwić. Motywem przewodnim tej książki jest bowiem śmierć. Co więcej, jest ona narratorem. Akcja toczy się w Niemczech, w czasie II wojny światowej. Z pewnością fakty historyczne nie mają tutaj jednak pierwszorzędnego znaczenia. Markus Zusak nie skupił się bowiem na nich. Jednak w piękny sposób oddał coś innego. Mianowicie wszystko to, co takim faktom towarzyszy. Biedę, zniszczenie, oraz to jak niepewne jest ludzkie życie w obliczu wojny. Taki, a nie inny jest obraz małego miasteczka, przez które przebiega droga do bram obozu koncentracyjnego.
W tym właśnie miasteczku przyszło dorastać Liesel. Dziewczynce, która zostaje porzucona przez matkę. Trafia do bardzo biednej rodziny zastępczej. W ten sposób zaczyna się jej nowe życie. Jakie ono jest? Na pewno nie łatwe, ale również nie pozbawione przygód i beztroski dzieciństwa. A przede wszystkim nie pozbawione uczuć. Mała Liesel przekonuje się czym jest prawdziwa miłość i przyjaźń. Chociaż nie zawsze widać je już na pierwszy rzut oka. Często uczucia te skrywa płaszcz pozorów.
W „ Złodziejce książek ” występuje wielu bardzo oryginalnych bohaterów. Każdy ma swoją historię i charakter. Ale najbardziej rzuca się w oczy właśnie sposób w jaki owe postacie wyrażają swoje uczucia, takie jak chociażby miłość, przyjaźń, wdzięczność, frustracja czy odrzucenie. Robią to w bardzo indywidualny dla siebie sposób. I nie zawsze kluczową rolę odgrywają słowa.
„ Złodziejka książek ” to opowieść o tym jak niepewny jest ludzki los. Trudno żeby było inaczej, kiedy śmierć jest narratorem i jednym z bohaterów. Jest ona przedstawiona w dość nietypowy sposób. Próbuje ona nas przekonać, że posiada coś w rodzaju ludzkich uczuć. Wcale nie jest jej obojętne, czyje życie tym razem zabiera. Inaczej traktuje zbrodniarza i małe, niewinne dziecko. Tym, którzy zasłużyli na więcej stara się złagodzić umieranie. Obchodzi się z ich duszami z większą starannością.
Śmierć narzeka również na nadmiar pracy jaką musi wykonywać w czasie wojny. Jednocześnie przygląda się ludziom i temu co dzieje się w ich wnętrzach. Zauważa piękno i brzydotę, które się w nich kryją i mieszają ze sobą. Nie może zrozumieć czemu ludzie mają taką tendencję do niszczenia wszystkiego co ich otacza. Widzi jednak również to w jak desperacki sposób człowiek potrafi uczepić się swojego życia i o nie walczyć. Często nie widząc nawet iskierki nadziei. Wprawia to ją w podziw. Jedną z takich osób jest właśnie Liesel. Śmierć jest zawsze obecna w jej życiu. I można powiedzieć, że pomaga jej w dojrzewaniu. Na swój pokrętny i bardzo drastyczny sposób.
Należy się tylko cieszyć, że tak wartościowe powieści jak „ Złodziejka książek ” stają się dziś bestsellerami. Można by pisać bez końca o jej zaletach. Zarówno jeżeli chodzi o fabułę, jak i inne elementy. Ale nie warto psuć nikomu przyjemności. Zapraszam do lektury, bo naprawdę warto.

czwartek, 28 kwietnia 2011

C.R Zafon "Pałac północy"



Dzięki popularności, jakie zyskały powieści Cień wiatru i Gra anioła Carlos Ruiz Zafon dostał szanse na godne wydanie swoich wcześniejszych dzieł. Tak, więc czytelnicy na całym świecie mają już szansę poznać tego hiszpańskiego pisarza z nieco innej strony. Pierwsze książki Zafona są przeznaczone dla nieco młodszych czytelników. Każdy z miłośników hiszpańskiego pisarza zna już powieści takie jak Marina czy Książę mgły. Teraz nadszedł czas na Pałac północy.
Młodzi ludzie szukający klucza do mrocznych zagadek historii. Połączeni więzami przyjaźni, miłości, lojalności. Na ich drodze staje demoniczna postać, którą można utożsamić z wcieleniem wszelkiego zła. Akcja toczy się w zatrważającym tempie. Niczym w najlepszym filmie. Fabuła jest zawsze bardzo dramatyczna. Bo takie właśnie są losy wielu bohaterów. Trudno również spodziewać się specjalnie szczęśliwego zakończenia. Zazwyczaj to właśnie ono jest najbardziej dramatyczne i daje sporo do myślenia. Tak wygląda schemat praktycznie wszystkich powieści Zafona.
Jak nie trudno się domyślić hiszpański autor zastosował ten sam schemat również w Pałacu północy. Tym razem postanowił przenieść nas w nieco inne miejsce. Kalkuta. Miasto tysiąca pałaców. Rok 1932. Stajemy się świadkami kolejnej dramatycznej historii. Kiedy to budzą się demony przeszłości, by upomnieć się o to, co do nich należy. Mrożącej krew w żyłach przygodzie musi tym razem stawić czoła grupka przyjaciół mieszkających wspólnie w domu dziecka. Będzie to ich pierwszy krok ku dorosłości. Zdradzanie dalszej części fabuły, czyli tego, co u Zafona najlepsze, byłoby świętokradztwem. Więc lepiej tego nie robić. Warto jednak skupić się na innych elementach.Akcja powieści płynie bardzo wartko. Zafon na każdym kroku ujawnia swój talent scenarzysty filmowego. Dzięki takiej a nie innej narracji książkę czyta się bardzo szybko. Jak się już ją zacznie to ciężko ją skończyć bez odrywania się. Jest to chyba największa zaleta całej zafonowskiej prozy. Jednak warto zwrócić uwagę na pewne uproszczenia, jakie stosuje Zafon w swoich pierwszych powieściach. Widać je jak na dłoni zarówno w Księciu mgły, jak i Pałacu północy. Autor wprowadza je chyba właśnie w celu przyspieszenia akcji. Ma się jednak czasem wrażenie, że Zafon pewne rzeczy chce wyjaśnić w zbyt prosty sposób, albo nie robi tego wcale. Można mu jednak takie zabiegi wybaczyć. Bo rekompensuje je na wiele innych sposobów.
W Pałacu północy bardzo interesujący i odmienni od siebie są bohaterowie. Każdy z grupy przyjaciół posiada jakiś własny atut. I stara się go jak najlepiej wykorzystać, by przysłużyć się wspólnemu dobru. Zdawać by się mogło, że każdy za każdego mógłby oddać życie. I na kartach powieści nie brak na to dowodów.
Niewielu jest z pewnością takich pisarzy, którzy potrafią wszystkie swoje książki pisać w bardzo podobny sposób i nie zanudzić tym swoich czytelników. Jednym z nich z pewnością jest Carlos Ruiz Zafon. I przekonuje o tym również w Pałacu północy. Zaczynając każdą jego powieść ma się pewność, że znów ujrzy się ten sam schemat. Dlaczego więc sięgamy po kolejne tytuły Zafona? Z pewnością po to, żeby dać się porwać w wir niemal filmowej akcji. Oraz zwiedzić oczami wyobraźni kolejne niemal magiczne miejsca. Aby poznać dramatyczne losy kolejnych bohaterów i zobaczyć jak wygląda prawdziwa miłość, przyjaźń i lojalność.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Haruki Murakami " Kronika ptaka nakręcacza"



Kronika ptaka nakręcacza uważana jest przez wielu czytelników za najlepszą powieść Harukiego Murakamiego. Trudno chyba o lepszą zachętę do sięgnięcia po ten właśnie tytuł. Zwłaszcza, gdy jest się już zagorzałym fanem tego słynnego japońskiego pisarza. Jakiekolwiek streszczenie Kroniki ptaka nakręcacza z pewnością można uznać za bezcelowe. Każdy, kto zdążył poznać sposób pisania Murakamiego, z pewnością wie jak zawiła, niespójna i niejednoznaczna bywa fabuła jego powieści. W Kronice ptaka nakręcacza Haruki przeszedł pod tym względem samego siebie. Czy główny bohater powieści, Toru Okada stracił rozum? Takie pytanie zadawali sobie niektórzy recenzenci książki. Z pewnością trudno na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Okada pewnego dnia postanawia zrezygnować z pracy i odpocząć sobie przez jakiś czas od wszelkich obowiązków. Zniknięcie z domu kota z pewnością nie jest dla niego dużym zaskoczeniem. Sprawy komplikują się, gdy równie niespodziewanie odchodzi żona. Toru musi się wtedy zmierzyć nie tylko z samotnością, ale również z mrocznymi tajemnicami, które otaczają go ze wszystkich stron. Stara się przy tym poznać i zrozumieć samego siebie. Wszystko, co Okada spotyka na swojej drodze stanowi wielką tajemnicę. Zagadkowe są miejsca, przedmioty, a przede wszystkim bohaterowie. Każda z postaci ma swoją własną, bardzo ciekawą historię. Jednak, jak to u Murakamiego przystało poznamy tylko strzępy tych historii. Reszta nie zostaje dopowiedziana. Trzeba się, więc zdać na własną wyobraźnię.W życiu Okady i innych postaci dzieje się naprawdę bardzo dużo. I ciężko to wszystko w sposób racjonalny wytłumaczyć. Co ciekawe bohaterowie wcale nie szukają łatwych rozwiązań. Rozum nie jest, więc ich głównym przewodnikiem. Można nawet powiedzieć, że przewodnikowi temu nie do końca ufają. Tak, więc, dla owych bohaterów nic nie jest do końca oczywiste. A skoro nie ma łatwych odpowiedzi, to równie trudna może okazać się droga, do ich uzyskania. Czasem trzeba na przykład zmienić swoje imię, lub zejść na dno studni. Murakami niejednokrotnie przenosi nas w czasie, miejscu, a nawet w wymiarze. Opowiada nam na przemian historie wielu ludzi. Potrafi przenieść nas do tajemniczej willi wisielców, a za chwile słuchamy opowieści starego żołnierza, relacjonującego swoje przeżycia na froncie.Japoński pisarz głośno chce nam powiedzieć, żebyśmy nie szukali w jego dziełach żadnej logiki. Bo logiczne nie są również wybory podejmowane przez jego bohaterów. Zwłaszcza, gdy w ich życiu pojawiają się siły silniejsze niż rozum i uczucia. Należy, więc wstrzymać się z ostateczną oceną powieściowych postaci. Kronika ptaka nakręcacza to obowiązkowa lektura dla wszystkich fanów Harukiego Murakamiego. Jest to powieść zdecydowanie najbardziej wielopoziomowa w bogatym dorobku japońskiego pisarza.

środa, 23 marca 2011

Haruki Murakami "1Q84" Tom 2.


Pierwszy tom trylogii „1Q84” z pewnością rozbudził apetyty miłośników prozy Harukiego Murakamiego. Na kolejną część powieści nie przyszło nam na szczęście zbyt długo czekać.
Nie ma najmniejszego sensu zdradzać choćby najdrobniejszych szczegółów związanych z fabułą drugiego tomu. Tym bardziej, że uczyniło już to wydawnictwo „Muza”. Na odwrocie możemy, bowiem przeczytać piękne streszczenie niemal całej książki. Nie jest to niestety pierwsza pozycja tego wydawnictwa, w której serwuje się czytelnikowi podobną „niespodziankę”. Miejmy jednak nadzieję, że w przypadku ostatniej odsłony trylogii będzie już inaczej i wydawnictwo uniknie podobnej wpadki.
Już po lekturze pierwszego tomu „1Q84” mogliśmy śmiało stwierdzić, że mamy do czynienia z czymś absolutnie wyjątkowym. Kolejna odsłona losów Aomame i Tengo może jedynie potwierdzić takie przekonanie. Historia głównych bohaterów w dalszym ciągu trzyma w napięciu. Murakami świetnie potrafi owo napięcie budować. Od książki naprawdę nie sposób się oderwać. Akcja urywa się często w niespodziewanych momentach. Zawsze w takich, które kuszą do lektury kolejnych rozdziałów.
W życiu głównych bohaterów zaczynają dziać się coraz dziwniejsze rzeczy. Rok 1984 na dobre ustępuje miejsca 1Q84. Nowy świat to nie tylko dwa księżyce widniejące na niebie. To przede wszystkim poszukiwanie zagubionej w dzieciństwie miłości, która może czekać tuż za rogiem. Jednak sprawy co raz bardziej się komplikują…
Tym, co najbardziej uderza w „1Q84” jest sposób, w jaki Murakami skleja ze sobą kolejne elementy fabuły. Łączy je niczym części dawno zaplanowanej układanki. Czytając powieść ma się wrażenie, że japoński pisarz ma już każde słowo zapisane w głowie. Teraz, dla czystej formalności postanowił owe słowo przelać na papier. I robi to znakomicie. Spójna fabuła znakomicie współdziała z innymi elementami pisarskiego rzemiosła, w których Murakami bryluje. Jak zwykle wyróżnić należy kreacje niewiarygodnie oryginalnych postaci. Z każdą stroną dowiadujemy się więcej o Aomame, Tengo i innych bohaterach, których nie sposób pominąć. Fantastyczny świat, który splata się z realnym jest wykreowany równie świetnie jak bohaterowie. Najnowsza powieść Murakamiego posiada niespotykany urok. Z pewnością pomoże on jej zdobyć gigantyczną popularność, a autorowi zyskać nowe rzesze fanów. Z niecierpliwością możemy już oczekiwać ostatniej części cyklu, która pozwoli nam odpowiedzieć na wiele pytań. Choć z pewnością nadal nie na wszystkie. Wtedy, Murakami nie był by sobą.

środa, 16 marca 2011

C.S.Lewis "Rozważania o psalmach"


Na ukazanie się książki Rozważania o psalmach oczekiwałem z utęsknieniem dobre kilka miesięcy. Cieszyłem się na samą myśl, że kolejna pozycja ukochanego autora dumnie stanie na najwyższej półce domowego regału. Już sam tytuł wywoływał u mnie spore emocje. Ciężko było przewidzieć, co tak naprawdę się za nim kryje.
C.S. Lewis to autor potrafiący pisać na każdy temat w sposób pochłaniający czytelnika. Oczywiście wierzyłem, że będzie tak i tym razem. Obawiałem się jednak czegoś innego. Mianowicie tego, że pokusi się on o wnikliwą analizę biblijnych tekstów. Zacznie rozkładać psalmy na czynniki pierwsze, przez co lektura może stać się zbyt trudna. Gdyby Lewis zdecydował się na tak wnikliwe zabiegi, czytelnik taki jak ja zapewne szybko by się pogubił. Jednak ten znakomity pisarz w swoich utworach nie był nigdy aż tak skrupulatny i wymagający. Z pewnością zdawał sobie sprawę z ograniczonej wiedzy wielu czytelników. Nigdy nie był dla nich tak bezlitosny jak chociażby dla swych studentów, którzy z pewnością mieli prawo nie wspominać go zbyt miło.
W Rozważaniach o psalmach Lewis uspokaja już we wstępie. Daje do zrozumienia, że w kwestii psalmów czuje się jak amator. „Piszę dla nieuczonych o rzeczach, o których sam się nie nauczyłem” . Oczywiście trudno dziś stwierdzić na ile to stwierdzenie jest prawdziwe. Jednak już po nim można wywnioskować, że w Rozważaniach o psalmach powinniśmy spotkać tego Lewisa, którego już dobrze znamy. Niewdającego się w szczegóły, piszącego ciepłym, zrozumiałym dla wszystkich językiem.
Lewis nie interpretuje psalmów linijka po linijce. Skupia się natomiast na motywach powtarzających się w wielu pieśniach. Takich jak sąd ostateczny, śmierć, natura. Tym, co chyba najbardziej uderza w jego opisach jest ujęcie sposobu myślenia starożytnych Żydów i dzisiejszych chrześcijan. Lewis pokazuje, jakie są zasadnicze różnice między tymi dwoma grupami. Różnice te są kluczem do dosłownej interpretacji psalmów i poszukiwania w nich drugiego, bardziej uniwersalnego znaczenia. Lewisowskiej interpretacji towarzyszy specyficzne poczucie humoru, do czego już nas wielokrotnie przyzwyczajał. Przykładem mogą być chociażby rozważania nad charakterem Sądu Bożego. Lewis zastanawia się, jakiego typu to postępowanie- karne, czy może jednak cywilne.
Najnowszą publikację wydawnictwa „Esprit” można polecić absolutnie każdemu. Szczególnie tym, którzy już znają i cenią sobie dzieła C.S. Lewisa. W tej pozycji angielski autor powraca w jak najlepszym wydaniu.

WYDAWNICTWU ESPRIT DZIĘKUJĘ ZA MOŻLIWOŚĆ NAPISANIA RECENZJI.