poniedziałek, 8 listopada 2010

Dan Brown "Kod Leonarda da Vinci"


Dana Browna należy zaliczyć do najbardziej zaradnych pisarzy naszych czasów. Posiadł on, bowiem niecodzienny dar. Ten dar to kserowanie każdej swojej poprzedniej powieści i sprzedawanie jej w gigantycznych nakładach. Potrafi on ubrać swój stały schemat w inne miejsca i nazwy, aby stworzyć kolejny bestseller i zarobić na nim grube miliony. Jedną z takich książek jest oczywiście rozchwytywany na całym świecie Kod Leonarda da Vinci. Ale wszystko po kolei. Historyczna intryga, jaką przedstawia w swojej książce Don Brown jest chyba dobrze znana każdemu. Rewelacje na temat Chrystusa połączone z historią św. Graala. Z pewnością wielu ludziom, lubującym się w takich sensacjach opowieść ta zastąpiła już religię. Aby dobrze sprzedać swoją książkę Don Brown postanowił stworzyć nową herezję, przekłamując przy tym wszelkie historyczne fakty. Kto zna prawdę o życiu i śmierci Jezusa Chrystusa? Według Browna zna ją Leonardo da Vinci, żyjący 1500 lat później. Włoski geniusz postanowił ową „prawdę” zakodować w swoim obrazie. Da Vinci miał być rzekomo wielkim mistrzem starożytnego zakonu strzegącego wielkiej tajemnicy. Dan Brown powołuje się przy tym na dokument znaleziony w pewnym kościele. Fakt, że historycy orzekli już, że owy dokument to falsyfikat Brownowi raczej nie przeszkodził w szerzeniu owej teorii. Spraw zgodności Kodu da Vinci z historią nie ma, co dłużej roztrząsać. Każdy autor ma prawo do kreowania własnego świata w swoich powieściach. I nie każdy czytelnik musi brać to wszystko na poważnie. Jednak warto zadać sobie inne pytanie. Czy, aby pan Brown nie przesadził nieco z obiektem swoich teorii? Poddawać w wątpliwość coś, w co wierzy spora część tego świata nie jest chyba działaniem godnym jakiejś szczególnej chwały. Mamy tutaj typowy, amerykański sposób rozumowania. Zajmować się czymś, czego się dobrze nie rozumie i zrobić z tego nie lada sensację dla wielu podatnych na tego typu sprawy czytelników. Kwestie historyczne odstawmy jednak na bok. Zajmijmy się samą powieścią. Sprawa pierwsza: fabuła. Bardzo przewidywalna. Mimo wartkiej akcji, z góry wiadomo, co się stanie za moment. Trudno tutaj szukać jakiegoś napięcia. Sprawa druga: Bohaterowie. Punkt kulminacyjny: Robert Langdon. Postać, którą można spotkać w innych powieściach Browna. Jest to amerykański naukowiec, specjalista od symboli. Niestety, ma jedną dużą wadę. Bardzo lubi wątpić w inteligencję innych ludzi. Najmocniej wątpi w zdolności intelektualne Europejczyków, postanawia, więc w kółko uczyć ich historii, opowiada im o ich własnej kulturze i sztuce. Pod tym względem wyjątkowo bezlitosny jest dla pięknych kobiet, takich jak Sophie. A może on ją tylko w ten sposób podrywał? Sophie bardzo szybko ze sprytnej agentki łamiącej kody, przeistacza się w bezbronną, głupiutką kobietkę, którą Langdon musi prowadzić wszędzie za rączkę. Panie Brown: więcej szacunku dla płci pięknej! W książce pojawiają się również inne dziwne postacie. Stary milioner mający bzika na punkcie św. Graala, czy mnich albinos. Czemu akurat albinos? To wie chyba tylko Dan Brown. Dialogi delikatnie mówiąc również nie rzucają na kolana.Czy książka, którą czyta się łatwo i szybko zasługuje już na miano bestsellera? A gdzie barwne postacie, dialogi, ciekawa fabuła? Tutaj górę raczej bierze sensacyjna teoria, jaką obmyślił sobie Dan Brown. To właśnie ona przyniosła autorowi i jego książce największą sławę.

3 komentarze:

  1. A ja tam akurat "Kod" lubię, co prawda w roli jednorazowego czasozapychacza, ale zawsze.;) Nie wydał mi się wtórny (a to dlatego, że był pierwszą przeze mnie książką Browna czytaną, więc to wszystkie czytane później wydawały mi się wtórne;)). I o ile wszystkie przekłamania historyczno - geograficzne mu wybaczam, tak jak tą całą intrygę religijną, to postaci mu wybaczyć nie mogę. W swojej recenzji ująłeś wszystko, co o nich myślę, tylko ja bym pewnie określiła to, delikatnie mówiąc, dosadniej.;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No dzięki za swoją opinię. Mi szczerze mówiąc "Kod..." też się na początku podobał, ale wtedy nie miałem jeszcze styczności z taką literaturą jak teraz. Poza tym czytałem jeszcze 2 inne książki Browna i dla mnie to zwykłe kalkowanie w jego wykonaniu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam tę powieść wiele lat temu i spodobała mi się. Nie urzekła, nie powaliła na kolana, ale czytało się ją szybko i z niegasnącym zaciekawieniem. Oczywiście, drugi raz nie mam ochoty sięgać, ale i tak nie uważam 'Kodu...' za coś wybitnie słabego.

    OdpowiedzUsuń