niedziela, 19 września 2010

Fim "Książę Kaspian"


Od jakiegoś czasu zacząłem zdawać sobie sprawę, że umieszczam na swoim blogu recenzje tylko tego, co mi się podoba. I zawsze są to książki. Czas, więc wprowadzić małą zmianę. Zastanawiałem się czy jest coś, co mógłbym zjechać w odpowiedni sposób i bez żadnych skrupułów. Pomysł podsunęła mi telewizja, która postanowiła wyemitować film Książę Kaspian. Miałem okazje oglądać go po raz drugi. Pierwszy raz widziałem ten film w kinie, tuż po premierze. Jeżeli chodzi o ekranizacje jakichkolwiek powieści, najbardziej cenię sobie w nich ich zgodność z książkowym oryginałem. A jeżeli chodzi o ekranizacje powieści ukochanego pisarza, to jestem pod tym względem wyjątkowo wyczulony. Ktoś może powiedzieć, że nie da się zrobić naprawdę dobrej ekranizacji. Reżyser musi wprowadzić zmiany, przez co zniekształca się fabuła książkowa. Niestety, nie mogę się z tym zgodzić. Można, bowiem znaleźć filmy, gdzie zmiany fabuły to czysta, trudna do zauważenia kosmetyka. Przykłady? Zapraszam do obejrzenia ekranizacji Miłości w czasach zarazy Marqueza. Podobnie miała się rzecz do Opowieści z Narnii zrealizowanych przez BBC wiele lat temu w postaci serialu. W tych filmach najważniejsza była właśnie zgodność z książkowym oryginałem. I każdy dialog był w nich żywcem wyjęty z książki. Coś pięknego! Szkoda, że tą samą drogą nie poszli twórcy najnowszych ekranizacji Opowieści z Narnii. Już film Lew, czarownica i stara szafa wywołał u mnie mieszane uczucia. Czara goryczy przelała się jednak po obejrzeniu Księcia Kaspiana. Chciałbym, żeby ktoś w końcu odpowiedział mi na pytanie, gdzie podział się tym razem przekaz powieści Lewisa? Czy aby na pewno twórcy tego filmu zajrzeli wcześniej do książki? Sens zaginął chyba gdzieś w plątaninie efektów specjalnych, wymyślonych dialogów i wątków miłosnych… Tak… twórcy filmu postanowili, żeby dwójka głównych bohaterów poczuła do siebie miętę… To najbardziej popsuło mi smak tego filmu. Filmu, którego połowę czasu zajmują bitwy… Jeśli mnie pamięć nie myli Lewis w swoich książkach wręcz unikał opisów z pola walki. Nie to było u niego najważniejsze. A w filmie… krew leje się strumieniami. Opowieści z Narnii to książka skierowana do młodszych czytelników. Czy film jest skierowany do młodszych widzów? Trochę za dużo tu brutalności. W tej ekranizacji nawet królowa Zuzanna o przydomku Łagodna( z racji unikania pola bitwy ) strzelając z łuku zabija dziesiątki wrogów. Czyżby twórcy filmu pozazdrościli sławy tolkienowskiemu Legolasowi? Nie podoba mi się również język używany przez filmowych bohaterów. A najbardziej żarty, jakimi się oni posługują. Pospolite… Lewis miał zupełnie inne poczucie humoru. Co do obsady… Czy główne role męskie powinny być odgrywane przez aktorów, za którymi wzdychać będą nastolatki? I kolekcjonować ich plakaty umieszczane w młodzieżowych czasopismach. Bynajmniej nie powinno o to chodzić w ekranizacji takiej książki jak Książę Kaspian. Oczywiście nie chcę odbierać nikomu talentu aktorskiego, ale w tym filmie widziałbym innych odtwórców głównych ról. W moim odczuciu książka Lewisa zginęła gdzieś w tym całym hollywoodzkim show. A wielka szkoda… Wystarczyło wziąć przykład z serialu BBC. I stworzyć film mniej efektowny, a bardziej efektywny. Nadzieja w ekranizacji kolejnej części Opowieści z Narnii realizowanej już przez innego reżysera. Jej premiera zbliża się wielkimi krokami, a zwiastuny zapowiadają się naprawdę ciekawie.:)

3 komentarze:

  1. Uwielbiam :)
    I czekam na kolejne!
    Zawsze idę do kina z przyjaciółką :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ładnie to napisałeś, ślicznie. : ) Jeszcze nie widziałam "Księcia Kaspiana", aczkolwiek czytałam i bardzo mi się podobał - zresztą, co tu mówić. ^^ Jednak obejrzę go i porównam swoje wrażenia z Twoimi. : }

    Pozdrawiam najcieplej. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. "Księcia..." widziałam. Rzeczywiście - spektakularny w taki hollywoodzki sposób.

    OdpowiedzUsuń